Muszę powiedzieć, że przy lekturze drugiego tomu "Ms Marvel" miałem taką samą frajdę, jak przy pierwszym. Scenarzystce bardzo udała się kreacja głównej bohaterki, której chyba nie da się nie polubić. Seria może być modelowym przykładem tego, że dobra obsada i wiarygodne, opracowane z biglem postaci robią więcej dla poziomu komiksu niż 1000 naparzanek po mordach. Szczerze mówiąc, uważam, że na razie porównywanie Kamali Khan do Petera Parkera z lat 60. wcale nie jest na wyrost.
Z dwóch rysowników, których prace nam zaserwowano, wolę Adriana Alphonę, po części dlatego, że ilustrował cały pierwszy tom i jego wersja graficzna Ms Marvel stała się przez to dla mnie niejako kanonem tej postaci, a po części z uwagi na jego naprawdę nieszablonowy styl i mnóstwo świetnych żarcików, które ukrywa w kadrach na szyldach, opakowaniach, gazetach itd. U Wyatta trochę nie przekonują mnie te inspiracje mangą/anime, o których piszą nawet w jego biosie na skrzydełku - nie nawykłem do tego stylu i deformacje chibi i tym podobne trochę mi zgrzytają. No i facet zapomniał dorzucić Kamci bransoletę na lewym przedramieniu (dobra, powiedzmy, że przebierała się w biegu). Tym bardziej smuci, że według zapowiedzi trzeciego tomu Alphony w nim już nie uświadczymy.
Przekład Anny Tatarskiej w dalszym ciągu bardzo fajny i wesoły. Tak kreatywnego tłumaczenia zwykłego "Oh my God" (reakcja Wolverine'a przy pierwszym spotkaniu z Kamalą) w życiu chyba jeszcze nie widziałem. Zwykle drażnią mnie sytuacje, gdy ktoś potoczną, "niewykształconą" angielszczyznę Wolvie'ego oddaje przez nadmiar gwary czy nie do końca licujące z charakterem Rosomaka wstawki, ale humorystyczny ton serii sprawia, że "sorewicza" i "rozkminki" w ustach Logana jakoś gładko przełknąłem (choć zniknęła zabawna kwestia, gdzie Logan autocenzuruje się w stylu Kapitana Ameryki z Avengers 2: "I've seen some crazy sh--- crazy stuff").
Podsumowując: polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Ścisła czołówka Marvel NOW! na naszym rynku.