To i ja napiszę dwa słowa o Grzechu pierworodnym. Dla mnie była to lektura przy której pod koniec zacząłem się nudzić. Lubię Aarona, lubię szczyptę tajemnicy (tutaj prawie aż do samego końca nie wiadomo o co chodzi tak na dobrą sprawę), ale ta cała opowieść o Furym jakoś nie przekonała mnie do siebie. W dodatku w czasie komiksu nie czułem powagi sytuacji. W końcu zabili kogo zabili, a efekt jest... taki sobie. Kolejna sprawa - wybór bohaterów do jej historii wydał mi się conajmniej dziwny. W dodatku cierpią na syndrom Bendisowych (i nie tylko) postaci, czyli zamiast najpierw pogadać to od razu piorą się po mordach (wiem, wiem, taki gatunek). Zdecydowanie lepiej bawiłem się przy Nieskończoności, nawet pomimo tego że więcej tam pustego mordobicia.