Według mnie z tymi ingerencjami kolorystycznymi w stare komiksy jest jak z kolorowaniem czarno-białych filmów. Wypada to zazwyczaj nawet nie tyle "gorzej", co "mniej naturalnie". Twórcy z lat 60.-80. wiedzieli jaką materią operują, jak będzie wyglądał efekt końcowy i z pewnością w pewnym stopniu uwzględniali to w swojej pracy. Jestem pewien, że rysunki Kirby'ego wyglądałyby inaczej, gdyby wiedział, że będzie drukowany na kredzie w dowolnej gamie kolorystycznej, bez rastra...
Z drugiej strony dzisiejsze wymogi sprawiają, że tak naprawdę trudno znaleźć w tej kwestii idealne rozwiązanie. Widziałem kiedyś współczesny reprint któregoś z komiksów z lat 60. (chyba było to coś z "Marvel Milestones", ale ręki nie dam), gdzie zachowano raster i nawet przestrzenie między ramkami były kolorowane na żółtawo, aby naśladować ówczesny kiepski papier. No i wyglądało to też tak sobie.
Najgorszym rozwiązaniem jest zresztą wg mnie współczesny remastering kolorystyczny, jak w "Łowach Kravena", czy "Ostatnim Wikingu", bo ingerencja w pierwotny zamysł artystyczny jest w nich najgłębsza. Zazwyczaj koloryści "duszą" przestrzenie, które rysownicy pozostawiali jako płaszczyzny, a gradienty wyglądają jeszcze sztuczniej, niż zwykle.
Do nowych ale zachowanych kolorów w reedycjach starych komiksów podchodzę więc, jak do "najmniejszego zła". W niektórych historiach podkreśla on nawet ich sztuczność, czy plakatowość, co przy odrobinie dobrej woli może się podobać.