Gawędziliśmy sobie niedawno na temat "
Krucjaty dziecięcej", przy czym ja ją przeczytałem dopiero teraz. I do założeń komiksu nie mam żadnych zastrzeżeń. Autorzy bardzo wyraźnie chcieli zrobić komiks, w którym grupa nastolatków będzie borykała się z możliwie dużym zapasem odmienności i niedopasowania, tworzących "paczkę" wspierających się przyjaciół (stąd zróżnicowanie rasowe, narodowościowe oraz preferencji seksualnych). Wyszło to klarownie, choć trochę naiwnie. Ogólnie sądzę, że takie komiksy są potrzebne (i nie jako narzędzie "propagandy" o której tu mówiono, tylko dla pewnej grupy młodszych czytelników).
W szczegółach realizacyjnych mam jednak sporo zastrzeżeń. Przede wszystkim im dłużej ta historia trwała, tym mniej się w niej działo. Od dość dynamicznej akcji na początku, prowadziła do mozolnych gadek, roztrząsających niby-etyczne dylematy bohaterów. W efekcie potencjalna powaga historii rozpłynęła się w nawale niezbyt pomysłowej gadaniny.
Przeciwdziałać tej statyce miały chyba kolejne rewelacje - wskrzeszenia, zgony, odnalezienia, odzyskania mocy itd. Było tego tak dużo, że pod koniec już mnie bawiło, bo widziałem wyraźnie, że autorzy próbują tym ratować kompletny brak napięcia (że też redaktorzy pozwolili im na tyle "zmian" w uniwersum...). Dodam do tego także kuriozalne podkreślanie ubłocenia i poszarpania postaci - także tych, które ubłocić i poszarpać nie mieli się gdzie i kiedy.
No i wreszcie niezbyt fortunny wydał mi się natłok postaci, z których część stanowiła wyłącznie sztafaż (np.
- nic nie zrobili, nie powiedzieli ani słowa i byli kompletnie niepotrzebni).
Reasumując komiks wyszedł moim zdaniem gorszy, niż mógłby być. Broni się przede wszystkim założeniem oraz charakterystyką grupy Young Avengers. No i - jeśli ktoś przywiązuje dużą wagę do continuity - tymi wszystkimi "rewalacjami".
Jak dla mnie 3+ (i to trochę naciągane).