Ciekaw jestem realnego zainteresowania tymi inicjatywami ze strony czytelników komiksów.
Nie wiem, jak to jest u innych, ale taki Kolektyw, co do którego mam w miarę dokładne dane, sprzedaj się mniej wiecej tak:
35% detalu na konwencie "premierowym"
35% sklepy specjalistyczne hurtem na konwencie premierowym
30% wysyłka i sprzedaż detaliczna na kolejnym konwencie
Z tendencją zwyżkową dla pozycji drugiej (ten szacunek jest dla ostatniego, trzeciego numeru, na tegorocznym WSK - pierwszy numer do sklepów oceniłbym na może 15%, drugi jakieś 25%).
Nie ukrywam, że z punktu widzenia "wydawcy" sprzedaż do sklepu ma dwie zasadnicze strony - dobrą, bo więcej ludzi dostaje produkt i jest on dużo bardziej dostępny, a także trafia do potencjalnie nowego czytelnika; złą - bo schodzi po niższej cenie, co uszczupla zapas finansowy dla kolejnych inicjatyw, a jak numer zarabia na siebie i niewiele ponad to, to mamy sytuację jak z Bossi&Bosso, gdzie do wydania tego albumu musieliśmy wyłożyć świeżą gotówkę, bo inaczej byśmy mieli krótko.
Oczywiście koszta się zwróciły, i jeśli model sprzedaży się utrzyma, to w październiku za te pieniądze wyjdzie Kwaziu, a za pieniądze z Kwazia w marcu wyjdzie Rycerz Janek, ale gdybyśmy np. chcieli zwiększyć częstotliwość Kolektywu do powiedzmy kwartalnika, to musielibyśmy dołożyć jeszcze raz na najnowszy numer (bo ten jeszcze nie zszedł cały).
W tym drugim wypadku wchodzi też kwestia bazy autorskiej i zebrania materiału, co wydaje się łatwe, ale bywa z tym różnie.
Na pewno magazyn, o jakim Kłos pisze u siebie (dwumiesięcznik z odcinkowymi historiami) to jest coś, co mogłoby na tym runku chwycić, tylko trzeba realnie ocenić target - ile osób będzie czytało to stale? Nie przypadkiem praktycznie wszystkie ziny wychodzą "okołokonwentowo" - czytelnik, w szale kupowania, potrafi wziąć wszystko, jak leci - miewałem sytuacje, że podchodził człowiek do stolika i mówił "ile za wszystko, co tu masz, po sztuce?", a na pytanie kolegi "nie sprawdzisz co to?" odparł "w domu sobie sprawdzę".
W przypadku publikacji poza konwentem wchodzi problem dystrybucji - chociaż może dla mnie wygląda to jak problem, bo i tak chyba sprzedaż przez sklepy specjalistyczne przy niewielkich nakładach jest wyjściem dobrym. Pozostaje jednak kwestia rozciągniętej mocno w czasie płynności finansowej - mało ludzi może ot tak, sobie, wyłożyć na poczekaniu kilka tysięcy złotych na inicjatywę, która tylko może wypalić, ale nie jest to wcale takie pewne.
No i kwestia nakładu - zin może mieć sobie 200-300, magazyn powinien pewnie celować bardziej w okolice 1000, jeśli ma to być naprawdę poważna inicjatywa, która jakoś ma się obronić na rynku, dotrzeć do szerszego grona czytelniczego i być może spełnić jakieś bardziej ideowe cele niż zaistnienie dla samego zaistnienia.
W temat utrzymywania pisma z reklam nawet nie wchodzę, bo się na tym gówno znam, pewnie Empro mógłby dorzucić parę gorzkich słów do tego, co już mówił przy okazji Mix-komiksu. Sponsoring też jest terenem śliskim, na który zapuszczanie się przyprawia o jęk rozpaczy.
No i przy tym ciężko mi sobie wyobrazić takie przedsięwzięcie jako "one-man-show". Ktoś musi to zredagować i przygotować do druku, ktoś dopilnować promocji i sprzedaży, a jak się to robi hobbystycznie, po 8 godzinach pracy w korpo, to samodzielnie to zadanie karkołomne.
Acha, no tak, i wynagrodzenie dla autorów, coś, na co chyba dużo ludzi w Polsce jednak narzeka, a czego wydawcy woleli by w miarę możności uniknąć. Wracamy do rentowności przedsięwzięcia, czyli nakładu, kosztu i uzyskania dochodu ze źródeł zewnętrznych.