No w końcu mogę coś pozytywnego napisać o nowości z drugiej 60-tki WKKM.
DD: Wściekłość i wrzask to nie typowy akcyjniak z plejadą niesamowitych superzłoczyńczów (jak to było w przypadku Naznaczonego śmiercią) czy mniej lub bardziej pomocnych superbohaterów (jak w Shadowland). Oczywiście obydwie te grupy społeczne się pojawiają, w końcu to komiks SH, ale na szczęście nie przytłaczają głównej historii swoją obecnością.
Matt Murdock w wizji Waida to facet w miarę wyciszony, z jednej strony realnie, a z drugiej altruistycznie patrzący na świat. Daredevil to z kolei superbohater, który nie odpuszcza i koncentruje się na obranym celu. OK, tak można określić jakieś 90% trykociarzy, ale jednak w przypadku tej postaci ma to swój urok, a umiejscowienie akcji na tle zwykłych nowojorczyków (cudowna scena, w której Murdock z Nelsonem przemierzają ulice NY) i zawodowych spraw dwójki adwokatów sprawia, że wręcz identyfikujemy się z głównym bohaterem.
No i przede wszystkim to czym ujął mnie ten komiks: rozwiązywanie zagadek kryminalnych. Daredevil w roli sprawnego detektywa przypomina Batmana ze swoich najlepszych opowieści, a powolne odkrywanie kart intrygi naprawdę wciąga, a czasami i zaskakuje. Daredevil może i nie jest tak mroczny jak szacowny konkurent z DC, ale i nie jest jakimś roześmianym lekkoduchem, bo i takie opinie przed lekturą też czytałem (co więcej w podobnym guście wypowiada się Pan z Brodą na początku tomu). Do Spidermana na pewno mu daleko.
Strona graficzna nie dostarcza już takich doznać, ot po prostu jest. Najważniejsze, że nie przeszkadza w odbiorze historii. Dosyć ciekawie pokazano wewnętrzny radar Murdocka, ale to były jedyne kadry, na których na dłużej zawiesiłem oko. Nie rozumiem tylko jednego zabiegu zastosowanego na okładce komiksu, w której wymieniono tylko Riverę, pomijając Martina, który przecież rysował aż połowę tego tomu.
Moja ocena to mocne 7/10. Jak na razie najlepszy tom ostatniej, bardzo słabej, dziesiątki WKKM.