Pewnie już mu nie dadzą żadnego innego posłowia do napisania, skoro takie błedy robi.
Dobry żart tynfa wart.
Jestem za!
Dzięki. To miłe. Jednak w komiksach z górnej półki, takich jak jak Elektra Assassin wolę czytać teksty wybitnego humanisty i teoretyka komiksu, który potrafi inteligentnie i zajmująco pisać o warsztacie autorów, a nie wypociny jakiegoś nerda. Ja mam tylko kompetencje do pisania o bardziej typowych komiksach superbohaterskich.
Wracając do omawianego albumu...
Scenariusz Millera jest na tyle pokręcony i jest w nim wystarczająco dużo scen, gdzie czytelnik zastanawia się czy przedstawione wydarzenia mają miejsce naprawdę czy istnieją tylko w umysłach bohaterów, by konieczny było zatrudnienie rysownika potrafiącego oddać tę niejednoznaczność i zrobić ilustracje, które momentami wyglądają jak wyrwane z czyjegoś snu, ilustracje na których pewne rzeczy są przedstawione w sposób umowny, przerysowany, symboliczny.
Szczególnie spodobał mi się patent z powielaniem w kółko tej samej uśmiechniętej twarzy Kena Winda z jego plakatu wyborczego i pokracznej facjaty urzędującego prezydenta za każdym razem gdy pojawiali się na scenie. Taki coś to tylko w komiksach można spotkać.
Sienkiewicz udowodnił już wcześniej w (uwielbianym przeze mnie) runie w New Mutants, że historie zagłębiające się w rozchwiane umysły bohaterów i zabierające czytelników na granicę rzeczywistości i fantazji są jego mocną stroną. Nie było wtedy odpowiedniejszego rysownika tej opowieści i dzisiaj też niewielu by pasowało. Gdyby ten komiks rysował Jim Lee czy jakiś inny "realistyczny" artysta to wyszłaby z tego pewnie zwykła masówka superhero.
W fabule faktycznie momentami cięzko się połapać o co chodzi, ale mnie to nie przeszkadzało. Pojawiająca się co trochę "ekspozycja monitorowo-raportowa-podsumowująca" wszystko wyjaśniała i mnie osobiście zachęcała do powrotu do wcześniejszy sekwencji i powtórnego ich przeczytania z wiedzą nabytą z lektury scen dalszych. A komiks który trzeba przeczytać dwa razy to niekoniecznie komiks zły. Wręcz przeciwnie czasem takie dzieło wielokrotnego użytku jest lepsze od komiksu, który rzuci się w kąt po jednorazowym przeczytaniu.
Tym, którzy jeszcze się wahają polecam rzucić wyzwanie Elektrze Assassin.