Dark Nights: Metal #3. Rozczarowanie sięgnęło zenitu. Strasznie to bałaganiarski zeszyt i jestem bardzo ciekaw, co o tym crossoverze powiedzą na przykład atakujący Aarona za chaos w "Grzechu pierworodnym" czytelnicy (trochę Cię zachecam do pogadania, Itachi, bo w zdjęciach komiksów, widziałem, że kupujesz i moglibysmy zacząć wątek o crossoverach, eventach i kłopotach twórczych zdolnych scenarzystów). Akcja skacze z miejsca na miejsce tylko po to, by potwierdzić, że jest źle, inwazja jest na całego i mrok sie szerzy wśród superbohaterskiej młodzieży. Nightwing ma wygladać jak Jon Snow (odpuściłem po pierwszym zeszycie prymitywne i mialkie "Gotham Resistance", ale zrozumiałem po jednej z okładek, że ten żart bawi całą ekipę i ewidentnie nie przestaje, jak pokazuje przypis w tym zeszycie), mroczne batmany są jak kolejna odwrócona liga, a choć po tej opowieści nikt już nie będzie mial kłopotow, by powiązać Bruce'a Wayne'a z Batmanem po tym jak armia nano-Alfredów zaatakowała Detroit (to tak naprawdę niewielki spoiler, ukazujący głupkowaty nastrój, w którym Snyder pisał tę "dziką i zabawną" historię), to o Batmanie mówiemy tu maleńko i generalnie banały.
Bardzo przypomina to konstrukcję Spider-Verse, gdzie głowna seria też służyła głownie temu, by się pajaki ponaradzały i wysłały niektórych sposrod siebie z jakąś tam misją. Same misje poboczne są w takich konstruktach często ciekawsze niż ten szkielet, ale w tym przypadku, sadząc po "Gotham Resitance" i strukturze nadchodzacego "Bats out of Hell" (historii publikowanej we Flashu, GL i JL, a rozpisanej na trzy kadry w tym zeszycie), sprawa nie jest tak udana, jak była choćby w pajęczej opowieści. Innymi słowy - nudy na pudy i fakt, ze kolejny zeszyt dopiero pod koniec grudnia nie martwi mnie jakoś strasznie. Po drodze niby Snyderowski "Batman: Lost", ale generalnie niewiele już we mnie wiary, że z tego metalu cos się da wykuć. Lubiłem Snydera i Capullo za sterami serii w New 52, ale tu się zdecydowanie coś omsknęło.
All Star Batman #14. Tu Snyderowi bliżej do autora, którego znamy i lubimy (ci, którzy lubią, that is). Finał "The First Ally" nie przynosi ogromnych zaskoczeń, ale uderza w tony, które Snyder lubi - przeznaczenia, które się spełnia jak starannie zaplanowana układanka, sobowtórów, mrocznych odbić... Świetnie rysuje to Albuquerque, a całość uroczo zamykają zapowiedzi ciągu dalszego plączące wątki głównej opowieści z poboczną "Killers-in-Law". Choć, jak rozumiem, ten ciąg dalszy nastąpi nie na łamach zamykanej tym numerem serii.
Batman #32. Za to finał "The War of Jokes and Riddles" to perełka, co po znakomitym, wciąż żywo obecnym w mej pamięci, numerze #29, jest sporym osiągnieciem. Polemiczny wzgledem Snydera King pokazał pazurki w zakończeniu, ktore jednak nie wszystkim musi przypaść do gustu, bo typowe nie jest. Spektakularne na modłę Kinga, ciekawie wykoncypowane. Finalne starcie i puenta (ostatniego dowcipu) są bardzo teatralne, spójne z wcześniejszym karnawałem kolejnych "wojennych inscenizacji", w tym wszystkich "nieprawdopodobieństw", na które sarkano gdzies po drodze. Duża uciecha!!
Action Comics # 988 Za to tu trochę rozczarowująco. Jurgens mało przekonujaco skonstruował agendę antagonisty Jor-Ela. Charakter ich relacji powinien zakładac trochę lepszą świadomosć tego, co Clark Kent jest gotów przyjąć i przyswoić. Ja mam kłopoty, by taki plan uwewnętrznić, nawet jeśli Mr. Oz nie jest tu głównym rozgrywającym, to i tak powinien być w tym wszystkim trochę - w moim odczuciu - sprytniejszy. Protolinijne to bardzo i mało angażujace w efekcie. Średniej jakości element "głównego planu". Jam na razie odporny na "efekt Oza", mimo spektakularnych okładek.