[...]
Nie jestem jakimś wielkim fanem superhero. Czytam na wyrywki kierując się rozmaitymi recenzjami i w wielu wypadkach jestem lekturą rozczarowany. Po trosze podejrzewam więc, że może dobieram lektury z niewłasciwego klucza. Czasem też jest tak, że coś, co mi się naprawdę podoba (jak "Starman" Robinsona) nie ma zbyt wielu milośnikow.
Powodem jest - jak mniemam - to, ze eksperci (pisze bez cienia sarkazmu) komiksow superhero, czesto sie w swoich komiksowych lekturach do tego superhero ograniczaja, co w rezultacie prowadzi do mocno odmiennego odbioru SH w porownaniu do osob, ktore czytaje tez inne rzeczy i patrza na SH z szerszej komiksowej perspektywy, rozwazajac je (mniej lub bardziej swiadomie) w kategoriach
komiksow w ogole niz tylko we wlasciwej im subkategorii
komiksow superhero.
Choc na pierwszy rzut oka moze sie wydawac, ze ten drugi, "szerszy" oglad "eksperta od komiksów masci wszelakiej" jest wlasciwszy, to jednak moim zdaniem zaden z nich nie jest gorszy, bowiem oglad pierwszy - "okiem eksperta tylko od SH" pozwala dostrzec, doceniac, przede wszystkim, cieszyc sie szczegolami (niekiedy na zasadzie Rozy z Malego Ksiecia), ktore sa niewidoczne "z lotu ptaka" ogladu szerokiego.
Wydaje mi sie, ze zachodzi analogia problemu recepcji komiksow SH z ta znana z mangi. Prawdziwi otaku czesto cenia rzeczy, ktore raczej, jesli juz, srednio kreca "normalnych" milosnikow komiksow, i na odwrot, srednio doceniaja mangowe rzeczy, ktore podobaja sie fanom komiksow w ogole (jako przyklad mozna podac np. Eden).
W przypadku superhero mamy zatem do czynienia z fanami bedacymi swego rodzaju "otaku SH" i stad caly problem recepcyjno-komunikacyjny.