I warto chyba przypomnieć, że kolejne "wielkie wyliczanie" zaczęło się od tezy o zbyteczności wydawania nowości, gdyż w ich miejsce warto by wydać "lepsze klasyki". Nie zgadzam się z takim założeniem wydawniczym, ale nie jestem w tym przekonaniu zatwardziały. Wydaje się jednak, że uczciwym byłoby pokazać, z jakich to powodów wartość wydania na przyklad starszych przygód Batmana (które, jak słusznie zaznacza Blasko, w większosci perłami komiksu nie są) jest znaczniejsza niż prezentacja "Batmana" Toma Kinga na przykład. Superman w wyliczeniach powyższych jest prawie nieobecny, a szkoda, bo też chętnie bym przeczytał, co w tym stuleciu z regularnych przygód Supermana przebija ostatnie dokonania autorów serii o jego przygodach.
Zgadzam się, że wiele można jeszcze wydać. I wiele z wyżej wymienionych pozycji z pewnością się po polsku ukaże. Ale, przy calym swoim dystansie wobec większości znanych mi nowych serii DC, nie czuję się przekonany, że programowe decyzje Egmontu są chybione...