Z Black Science jest trochę inaczej. Tutaj to Taurus baaardzo zwolnił (szkoda, bo od 4 tomu seria ponoć mocno zwyżkuję, czytałem też jakis wywiad z Remenderem, gdzie pisał, że właściwa oś zaczyna się właśnie gdzieś koło tomu 4). Cos mi się wydaje, że ta seria nie idzie Taurusowi najlepiej... a szkoda (w USA wyszedł już 6 tpb, u nas 4 nie może wyjść). Ja kupuję... czytałem sam początek - fajne, a z dalszą częścią czytania czekam na wydanie całości. Seria (przynajmniej w Stanach) zmierza juz ku końcowi, wyszedł 31 numer, a łącznie ma być cos koło 40 czy 40 z kawałkiem (pierwotnie miało być troche więcej).
Lazarus, z kolei to przykład rasowego tasiemca, czegoś w co ja - jeśli chodzi o ongoingi - juz nie wchodzę, bo nie chcę wchodzić w serie, na które muszę czekać koło 10 lat (czy więcej) żeby dowiedzieć się co autor zaplanował na końcu... tylko, że w Lazarusa - po tych wszystkich zachwytach na forum - nieopatrznie wszedłem, a to nie tylko bardzo długa seria (planowana na koło 100 wydań... co i tak jest skrotem, bo autor na początku planował ok. 150
), a dodatkowo - jak pisze donTomszek - zaliczająca obsuwy... jak będą iść tym tempem to w Stanach skończą za 8 lat
(a seria dobrych kilka lat juz trwa). By the way - wyszły już te spin-offy, co o nich ostatnio czytałem? X - coś tam?
Jeszcze innym rodzajem są Saga czy - zdaje się - Żywe Trupy - gdzie autorzy zadeklarowali, że będą tworzyć, dopóki będzie im to sprawiać przyjemność i będą klienci. Z takimi seriami (tzn. z Sagą, bo ŻT nie kupuję) mam o tyle lepiej (no, powiedzmy: troszkę lepiej), że jednak łatwiej jest mi przerwać ich kupowanie (a przynajmniej tak mi się wydaje), bo z tyłu głowy mam, że seria ma się ciągnąć "w nieskończoność", a - mnie osobiście - psychologicznie łatwiej przerwać taki tasiemiec, gdzie końca nie widać niż tasiemiec, o którym wiem, że autor ma wszystko zaplanowane (tylko te plany i koniec wybiegają na np. 100 wydań w przyszłość).
Z tego też powodu - tasiemcowości - osobiście nie wchodzę w np. Paper Girls - chociaż ten tytuł po opisie bardzo mi się spodobał... ale cóż, może kiedyś jak dożyję i będę jeszcze kupował komiksy. Oczywiście rozumiem wydwnictwo, że dzięki temu, że wydaje na bieżąco nowości z USA - nie traci klientów, którzy kupowaliby po angielsku na bieżąco, ale - że w przyrodzie nic nie ginie - traci takich jak ja (choć może to tylko mnie ), którzy wolą przeznaczyć kasę na coś już zakończonego - jak wydania Vertigo Egmontu, gdzie w 2 lata poznam fabułę (lub coś, co się niedługo skończy: np. tak chwalony Azymut, przy okzji - wie ktoś na ile tomów jest zaplanowany Zamek Gwiazd, zapowiedzieny przez Egmont na przyszły rok?)