Miałem nie kupować tej osławionej "Pajęczej Wyspy" z WKKM, ale synuś mnie naciągnął i "pękłem".
Slott, ty buraku! Jak można być autorem tak odjazdowej "She-Hulk" i tak zamęczać tego biednego Spider-mana? Ja wiem, że on cierpi na "Parker Luck", ale do licha - na takie okrucieństwo sobie nie zasłużył. Nie chce mi się nawet pisać o durnych pomysłach, bo nie wiadomo, kogo nimi obarczać - scenarzystę, a może redaktorów. Ale te koszmarnie poszarpane dialogi z jakąś językową czkawką. Jakbym czytał gorsze zeszyty "My Little Pony"! Ględzenie cały czas w przeświadczeniu, że jest się "fajnym". Irytujący główni bohaterowie, z którymi w normalnym życiu nie chciałbym mieć nic wspólnego. I jeszcze do tego wszyscy na***lają przez komórki! W tym straszliwym tomie jak perła lśni jeden zeszyt "Venom" Remendera, bo nawet tak przeciętna seria okazuje się lepsza, z jakimś pomysłem i wyczuciem stylu - niż ten blogowo-komórkowy produkt pajęczopodobny.
Każda, dosłownie każda moja wycieczka w kierunku "Spider-mana" po OMD kończy się tak samo: skacze mi ciśnienie. A dowcip polega na tym, że wcale nie jestem zapiekłym fanem Straczynskiego...
Ech, sorry, musiałem sobie ulżyć.