Z przykrością to piszę, ale nieco rozczarowałem się tak wychwalanym "Warlockiem" (WKKM 121 i 123).
Jest to komiks na doskonałym poziomie graficznym i fabularnym - do tego fundamentalny ze względu na dzieje uniwersum Marvela, a nade wszystko jego kosmiczną część.
A jednak stawiam go niżej, niż oba tomy "Kapitana Marvela" - nawet nie biorąc pod uwagę wybitnej "Śmierci Kapitana Marvela".
Nie bardzo lubię punktować wady (zawsze może się okazać, że były one we mnie, a nie w dziele), ale chciałbym zapytać, czy może też mieliście z tym kłopot? Dlatego krótko zaznaczę, gdzie widzę punkty, które spowodowały mój (częściowy) zawód:
- Przegadanie - zwykle mi nie przeszkadza; dywagacje Claremonta, czy tyrady Stana Lee zazwyczaj łykam bez problemu. Tu miałem jednak poczucie jakiegoś "zagadania". Jakby ten kosmos wymagał nieco więcej ciszy. Wiązała się z tym też...
- Deklaratywność - wiele rzeczy jest nam opowiadanych w ramkach, ale nie ma ich w rysunkach, czy samej fabule komiksu. Najbardziej uwierało mnie to przy rzekomym "szaleństwie" Warlocka, którego jakiekolwiek symptomy dało się realniej zauważyć może pod koniec. Przez większość czasu autor jedynie przekonuje nas, że bohater ma jakieś problemy ze świadomością.
- Postać Pipa - może i sympatyczny, ale fabularnie zbędny rezoner. Zeszyt z nim w roli głównej miał może nawet jakiś sens, ale mnie postać ta głównie irytowała i zupełnie nie śmieszyła (za to miałem wrażenie, że jest on czyjąś karykaturą - ale nie wiem czyją).
- Spadek napięcia i ogólnej "ciekawości" historii po zamknięciu sprawy Magusa. Dopiero dwa końcowe zeszyty to znów historia w wielkim stylu i godne zamknięcie tomu. Pod względem jakości oba tomy "Warlocka" to zatem sinusoida, podczas gdy "Kapt. Marvel" to wg mnie cały czas linia wznosząca - od przeciętnych początków, przez historie z zeszytu na zeszyt coraz lepsze, aż do genialnej cody w postaci "Śmierci".
Jeszcze raz podkreślę tylko, że historie takie jak "Warlock" to sedno tego na co czekam w WKKM i fantastycznie, że jednak udało się ją wydać. Ale spodziewałem się, że będzie nieco lepiej...