Zgodnie z obietnicą w zeszłym miesiącu superbohaterszczyzny się nie tykałem i w grudniu spróbuję tak samo, żeby nadgonić nieco inną lekturę z drugiej strony tych kolekcji znowu mi się hałda, którą spokojnie mógłbym łopatą przerzucić zebrała, chyba za dużo tego wydają. Tak czy siak.
1. Najlepszy przeczytany:
"Valerian tom. 5". Nic dodać nic ująć, kto czytał serię ten wie, kto nie czytał niech przeczyta. Kolejna porcja przygód naszych ulubionych kosmicznych agentów. Standardowo w tomie mamy umieszczone trzy historie i w przeciwieństwie do tomów 1-3 poszczególne części są między sobą bardzo luźno powiązane (przynajmniej chronologicznie poukładane) a także kontynuują wątki z tomu 4. Album czytało mi się nieco lepiej niż poprzedni, autor przyspieszył nieco bardziej akcję i wrzucił więcej zwrotów fabularnych, jednocześnie nie trafił w/g mnie z kilkoma koncepcjami jak na przykład finałowe spotkanie ze zbuntowanym agentem w "Na Granicach", czy Valerian robiący za handlarza bronią co raczej nie pasuje przecież do jego charakteru w "Żywej Broni" (z drugiej strony może Christin chce nam pokazać, że jak głód nam zagląda w oczy to ideały mogą zostać zepchnięte na dalsze miejsce w kolejce potrzeb więc to jak najbardziej słuszna koncepcja na fabułę?), czy typowo christinowe uderzenie w drapieżny kapitalizm nad którym nikt żadnej kontroli nie posiada w "Kręgach Władzy", które też wychodzi nie do końca wdzięcznie. i żebyśmy się zrozumieli, ja tu póki co narzekam, ale wszystkie trzy historie czyta się świetnie humor-przygoda-przystanek na zastanowienie się jak zwykle na najwyższym poziomie. Rysunki Mezieresa dla mnie osobiście jak zwykle wielki plus projekty obcych, pojazdów, scenerie trafiają w mój gust, niektórym może przeszkadzać fakt, iż rysownik dosyć lekko traktuje powtarzalność kreślenia fizys naszych bohaterów raz mniej bajkowo wyglądają raz bardziej, mnie absolutnie to nie przeszkadza a nawet zaletę stanowi. Niestety tym razem nasz maestro pędzla i ołówka postanowił pozbawić nas możliwości zobaczenia wdzięków uroczej Laurelinki, co po nieco odważniejszym w tym temacie tomie 4 stanowiło dla mnie spory zawód (hihihi przy lekturze poczułem się znowu jak w czasach podstawówki). Po raz kolejny też brawa dla Taurusa za przedmowę w komiksie, jak zwykle wyczerpująca i obfita w ciekawe spostrzeżenia najczęściej zgodne z moimi własnymi, ale czasami spoglądające z innego punktu widzenia albo i wręcz pokazujące elementy, które przeoczyłem, minus że może się zdarzać że zdradzą nam co nieco fabuły. 8+/10
Drugi najlepszy "Garaż Hermetyczny". Nie jestem jakimś specjalistą od Moebiusa, wcześniej miałem do czynienia tylko z dwoma jego komiksami i do tej pozycji podchodziłem z lekką nieufnością, tym bardziej że wielkim fanem surrealizmu czy abstrakcji nie jestem (a wręcz przeciwnie, kilka wyjątków pokroju Lyncha, Jodorovskiego, Gilliama, Daliego etc.) i co dostałem? Komiks absurdalny do kwadratu, autor sugeruje że nie pisał kolejnych stron stroniąc od środków zmieniających świadomość na dodatek po długich przerwach i nie zawsze pamiętając jak zakończył poprzednią i to raczej czuć, mnie to przez dziesięć pierwszych stron straszliwie męczyło, ale w miarę czytania dałem się wessać temu odkurzaczowi. Nie ma możliwości, żeby przewidzieć co się stanie na kolejnej stronie, sytuacje w stylu bohater otwiera drzwi w pokoju hotelowym i wychodzi na środku jeziora są na porządku dziennym. Jednocześnie fabuła cały czas przedstawia nam splatające się historie dwóch antagonistów Majora Gruberta i inżyniera Jerryego Corneliusa z pewnego rodzaju żelazną logiką snu. Mimo czytania wyraźnie odjechanych od rzeczywistości zwrotów fabularnych, przyłapałem sam siebie że kiwam głową potwierdzając że "przecież to zupełnie logiczne, że tak powinno być" chociaż raczej nie było. Co zabawne po przeczytaniu całości, odniosłem wrażenie że cała koncepcja historii jest o wiele bardziej spójna i przemyślana niż mi się wydawało na początku (możliwe że się mylę). Rysunki? Poziom master, Giraud nie ma żadnych zahamowań w tym temacie w wyniku czego otrzymujemy w warstwie video identyczny galimatias co w warstwie audio. Rysunki ultrarealistyczne zajmują miejsce obok karykatur a te obok czegoś wyglądającego na kolaż zdjęć lub rysowanego uproszczoną kreską. Ostatecznie efekt wizualny albumu jest fantastyczny. Polecam każdemu fanowi szerokopojętego komiksu, skoro przekonał do siebie antyfana surrealizmu to fana powinien przekonać tym bardziej, chociaż to niełatwa lektura. 8+/10.
2. Największe zaskoczenie na plus:
"Pasażerowie Wiatru tom 1", czytałem mnóstwo pochwalnych opinii na temat autora i nie to żebym się spodziewał czegoś słabego, ale po prostu to moje pierwsze spotkanie z Burgeonem. Co otrzymujemy komiks awanturniczo-historyczny osadzony w XVIII wieku, fabularnie dostajemy trochę z Hrabiego Monte Christo trochę z Amistad a trochę z Indiany Jonesa z akcentami erotycznymi. Olbrzymie wrażenie robi świetne odwzorowanie realiów historycznych, politycznych i społecznych a także klimatu życia na statku, deszczowej Anglii, zaśnieżonej Francji czy gorącej Afryki. Burgeon może nieco za bardzo uwspółcześnił parę głównych bohaterów, ale Isabelle i Hoel są na tyle sympatyczni i przeżywają problemy na tyle bliskie i znane dorosłemu czytelnikowi, że z radością przymykamy na to oko. Na wielką aprobatę zasługują fantastycznie oddane realia pracy i życia na żaglowcu, oraz wydaje się uczciwe przedstawienie problemu handlu niewolnikami. Oczekującemu na ultrarealizm może przeszkadzać ilość kłód rzucanych pod nogi grupce głównych bohaterów oraz zbiegów przypadków krzyżujących im plany ale nie zapominajmy że jest to też powieść awanturnicza. Graficznie, jest świetnie Burgeon dba o sporą ilość detali i wyraźnie doskonale się czuje malując pejzaże, tak przecież potrzebne podczas pokazania podróży. Twarze są nieco karykaturalne, niektórym może to przeszkadzać ale ja się bardzo szybko przyzwyczaiłem a później uznałem za wielką zaletę, przynajmniej mamy wrażenie z obcowaniem z prawdziwymi postaciami a nie chodzącymi ideałami. Jednym zdaniem dla fanów Aleksandra Dumasa i marynistyki zwłaszcza tej spod znaku Horatio Hornblowera to pozycja obowiązkowa. Spotkanie moje pierwsze z autorem, ale z pewnością nie ostatnie 8/10.
Zaskoczenie na plus numer dwa. "Wieczna Wolność", książkę czytałem bardzo dawno temu i wydawała mi się raczej dziwnie przekombinowana i zostawiająca wrażenie, że autor chce chwycić wiele srok za ogon. Album podzielony jest na trzy części, narratorką tym razem jest Marygay, w pierwszej akcja się dzieje równolegle z ostatnią częścią "Wiecznej Wojny" podczas lądowania Mandelli na Sade-138 i w czasie wysłania oddziału Marygay z ekspedycją na Aleph-10 i tutaj mój pierwszy zarzut do autora, bohaterka znajduje sobie kochankę i tak z historii o "wiecznej miłości" na przekór czasowi, odległości i ogólnej degrengoladzie moralnej całej ludzkości, otrzymujemy historię "z braku laku i kit dobry" i trójkąt miłosny. W drugiej zdecydowanie najciekawszej obserwujemy życie podstarzałych już bohaterów na planecie Indeks. Sama koncepcja nowego "Człowieka", której początki poznaliśmy w oryginale jest niezwykle frapująca, ja osobiście nie mam wątpliwości, że kościół sprzeciwiając się zapłodnieniu in-vitro ma w planach również i takie przypadki. Naprawdę dostajemy olbrzymie pole do spekulacji i polemiki, widać tutaj prawdziwą siłę rażenia gatunku s-f. W trzeciej poznajemy historie ucieczki pozostałych "przestarzałych" ludzi statkiem kosmicznym oraz jej konsekwencje i tutaj robi się naprawdę dziwnie. Dostajemy sporo metafizycznych rozważań autora i o ile sama w sobie historyjka jest ciekawa o tyle wygląda jak wyrwana z zupełnie innej powieści. Haldeman pozwolił sobie również na quasi-techniczne wyjaśnienie sposobu wykonania salta-kollapsaru. Mógł sobie darować, to niemożliwe. Graficznie, niestety mam również kilka zarzutów, "Wieczna Wojna" w wizji Marvano wyglądała wprost cudownie, tutaj jest niestety słabiej, głównie zwracają uwagę momentami aż groteskowo narysowane twarze, za to najmocniejsze strony wojny czyli wizualizacja pędzących w przestrzeni kosmicznej czy też w atmosferach planetarnych pojazdów robi olbrzymie wrażenie. Po raz pierwszy mamy też okazję zobaczyć Bykrian (tu Bykerian) i o ile sam projekt stworów jest ciekawy o tyle anatomicznie nie pasuje do tego co widzieliśmy w poprzedniku. Ogólnie napewno jest na plus w porównaniu do różnorakich pacykarzy z DC czy Marvela jest świetnie, ale w porównaniu do wojny raczej średnio. Ponarzekałem, ponarzekałem ale mimo wszystko "Wieczna Wolność" to dobry album, przeszkadza sporo niekonsekwencji, całość nie ma takiej wagi jak będąca mocno intymnym zapisem osobistych przeżyć Haldemana "Wieczna Wojna, ale czyta się to dobrze. Zresztą odnoszę wrażenie, że wielbiciele hard s-f nie mają na naszym rynku komiksowym specjalnie wielkiego wyboru 7-/10.
3. Najgorszy przeczytany:
W tymi miesiącu nic, przeczytałem kilka słabszych albumów, ale nic co by zasługiwało na miarę złego, albo nawet średniego. Pod względem poziomu to był dobry miesiąc.
4. Największe zaskoczenie na minus:
"Kurczak ze śliwkami". Pewnie robię to niewłaściwie, ale cały czas porównuję ten komiks do genialnego "Persepolis" i w tym zderzeniu kurczak zostaje na każdej płaszczyźnie rozjechany (cóż za skojarzenie). Siłą pierwszego komiksu Marjane Satrapi był fantastyczne oddanie klimatu czasów i miejsca akcji. Czytając mieliśmy (przynajmniej ja) wrażenie, że przeniosłem się do Iranu tudzież Austrii lat 70-80, jednocześnie obserwując różnice i podobieństwa między naszą kulturą a ichnią. Tutaj nic z tych rzeczy nie uświadczymy, czytamy historię o muzyku Nasserze Alim, który w Iranie lat 50-tych poszukuje nowej tary dla zastępstwa starej połamanej przez żonę jednocześnie wspominając życie i próbując umrzeć, ale równie dobrze moglibyśmy czytać historię Zenka który w Sandomierzu w roku 1994 szuka nowego siodełka do roweru. Jedyne co różni te dwa czasy i miejsca to podawanie dziecku opium (poważnie?) i przypowieść o Azraelu (zresztą znaną również u nas). Bohater przynajmniej we mnie nie wzbudził praktycznie żadnych pozytywnych uczuć. Owszem jest kilka momentów w którym robi się nam go żal i jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego stał się myślącym wyłącznie o sobie nadętym dupkiem, ale ja przez większość czasu miałem w myślach zdanie "zdychaj w końcu sqrwielu". Graficznie jak jest wszyscy zainteresowani wiedzą, prosto i czytelnie jednocześnie tworząc dziwaczny dysonans między powagą historii a dziecięcą kreską, dla mnie ekstra. Tak po prawdzie ja ten komiks polecam, kosztuje naprawdę niewiele i czyta się go szybko i z ciekawością. Satrapi nakreśliła bardzo rzeczywisty obraz dysfunkcyjnej rodziny i zdaje się całkiem nieźle ukazała postępującą depresję i efekt wypalenia twórczego artysty. Natomiast ja oczekiwałem tego samego co poprzednio, i do tego co jest dorzuconego dokładnego obrazu epoki i mnóstwa orientalnych przypraw, których zabrakło 6+/10.