Bardzo dawno nie pisałem żadnych mini-recenzji przeczytanych komiksów, częściowo dlatego, że nie czytam na bieżąco nowości, a dopiero po czasie więc moja opinia raczej nie pomoże w ewentualnym zakupie lub rezygnacji z niego. Ostatnio wpadł mi w ręce 116 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela pt. "Czarna Pantera - Gniew Czarnej Pantery". Do tej pory tę postać znałem jedynie z gościnnych występów w innych komiksach i filmu "Kapitan Ameryka:Wojna domowa" (bardzo dobrego jak na standardy MCU). I muszę przyznać, że jest ona dokładnie taka jak być powinna, ciekawa, dobrze skonstruowana, odpowiadająca na zapotrzebowanie czarnoskórych czytelników, a jednocześnie trafiająca do pozostałych.
Trailery zapowiadanego solowego filmu sprawiają, że choć oglądam wszystkie z MCU to czuję, że ten obejrzę z przyjemnością.
Zacznę może od wad. Typowe dla amerykańskiego superhero, szczególnie sprzed kilkudziesięciu lat pokazanie bohatera jako całkowicie nieśmiertelnego niezależnie od przeciwności. Wielokrotnie tekst daje do zrozumienia jak ciężkie są jego rany po kolejnych potyczkach, jednak nie widać tego poza podartym kostiumem, a mimo ziół, treningu itd. przypisanego Czarnej Panterze, odrobina realizmu nie zaszkodziłaby. Odrobina.
Kolejną rzeczą na jaką trzeba przymknąć oko są przeciwnicy, groźni i mający okazję zabić Panterę jednak karykaturalni w wymyślaniu zabójczych pułapek "nie do uniknięcia" z których oczywiście heros się uwalnia. Do tego nieco za dużo było scen z próbą sił między Panterą a potworami polegających na rozwieraniu szczęk stwora (lampart, krokodyl, tyranozaur) i ogólnie braku proporcji w rozmiarach niektórych potworów.
Plusami są dialogi, w wielu miejscach, z braku lepszego słowa "dojrzałe" i dalekie od sztampowych odzywek postaci w superbohaterskich komiksach. Fabuła zachowuje ciągłość czasową (wojna w Wakandzie trwa około roku), jest sporo brutalnych momentów, często krwawych, jak śmierci postaci drugoplanowych czy chociażby wątek problemów małżeńskich szefa ochrony króla T'Challi. Sam T'Challa zaś zachowuje się jak powinien czyli jak król, który zna swoje miejsce, obowiązki i nie daje w kaszę dmuchać, podobnie jak w MCU. Z taką postacią trudno nie sympatyzować.
Mimo, że fabuła jest dość schematyczna, nie czuć tego podczas lektury, a te aż 13 zeszytów czyta się jednym tchem. Do tego antywojenne przesłanie i dynamiczne rysunki, które uzupełniają fabułę i otrzymujemy komiks zdecydowanie wart przeczytania oraz poznania. Kolekcji nie kupuję, jednak wiem, że obok chłamu zdarzały się w niej perełki. "Czarna Pantera: Gniew Czarnej Pantery" to jedna z nich.