Również jestem zdania, że "Young Avengers" wypada względnie dobrze. Standardy naszych czasów (promowanie homoseksualizmu wśród nastolatków oraz tzw. fajnych rodziców, którzy pozwalają dosłownie na wszystko) ewidentnie dolepione na siłę i dość prędko się o nich zapomina. Młody Loki momentami nawet zabawny, America drętwa i nabzdyczona jak zawsze (co też na swój sposób jest humorystyczne); reszta ekipy niezgorsza. Nie mogę niestety przekonać się do rysunków Jamie'go McKelvie choć nie da się ukryć, że ma on pomysł na siebie. Pechowo dla mnie jest zdecydowanie zbyt sztywny i "tableciany". Do tego ta "landrynkowa" kolorystyka z lekka mnie odstręcza (może tzw. schyłczani millenialsi to lubią). Z drugiej strony ciekawie eksperymentuje on z układem kadrów w ramach planszy i choćby z tego względu warto zapoznać się z tym tytułem. Brakowało natomiast Patriota, którego dobrze wspominam m.in. z okresu "Wojny domowej". Że tak się wyrażę: pchał naonczas grupę do przodu. Po lekturze zarówno tego albumu jak i "Krucjaty dziecięcej" nie dziwię się, że te postacie (wbrew twierdzeniom kolegi Lupoi) nie przyjęły się na dłuższą metę w uniwersum Marvela. Z drugiej strony taka odskocznia od pierwszego szeregu Domu Pomysłów ma swoje dobre strony. Nie powiem abym był napalony na rozpoznanie dalszych przygód tej grupy niczym przysłowiowy Kirgiz na krzesiwo; niemniej jeśli przytrafi się ku temu okazja na pewno nie będę nadmiernie oponował.