"Plastic Man" z kolekcji jest co prawda strasznie zakręcony, ale także całkiem ciekawy. Z pewnością mimo wyglądu nie jest to pozycja specjalnie dla młodego czytelnika: może się wydawać, że cała historia jest niesamowicie wręcz absurdalna, ale po chwili uwagi zobaczymy, że u źródeł tego absurdu leżą standardowe tendencje komiksu superbohaterskiego, przedstawione tu po prostu bez żadnych dorabianych na siłę wyjaśnień.
Baker robi sobie moim zdaniem jaja z nadużywanych aż do przesady klisz superhero: dziwacznych kostiumów, dyskusji "kto jest silniejszy", tytułów ciągnących się od dziesięcioleci bez widocznego upływu czasu, mrocznego i ponurego originu Batmana, narracji w stylu Franka Millera, wskrzeszania zmarłych postaci, raptownych przemian zbrodniarzy w "dobrych gości", przy których nie ponoszą żadnych konsekwencji swoich przestępstw... Pewnie uważniejszy obserwator ode mnie dostrzeże tego jeszcze więcej.
Warto jeszcze dodać, że twórca w pełni wykorzystuje możliwości, jakie pod względem rysunkowym oferuje mu plastyczny bohater: formy, jakie w tej opowieści przybiera O'Brien są naprawdę fantazyjne, niespodziewane i dziwaczne.
Po tym tomie Plastic Man stał się jednym z moich ulubionych superbohaterskich "przebijaczy czwartej ściany" (do She-Hulk mu jeszcze trochę brakuje, ale z pewnością bije na głowę nielubianego przeze mnie Deadpoola). Zapewne komiks nie jest dla każdego, ale polecam go wszystkim, którzy, nawet przy miłości do konwencji superhero, zdają sobie sprawę z jej słabych punktów i są gotowe się z niej trochę pośmiać