Czy
Nikt o Remenderze wcześniej nic nie pisał?
W każdym razie - przebrnąłem .... Przebrnąłem, bo cholernie ciężko się to czyta. ... zlewały mi się ... nie do końca wiem ... Ludzie tak nie myślą.... To są jakieś mętne, metafizyczne/mistyczne wykłady (wg ciebie) Filozofia dla ubogich.... to nadęcie. ... ja to uwielbiam ... Szybko to się robi męczące... mózg zaczyna reagować zupełną obojętnością ....
... jakie miałem ... Rysunki są świetne,... musiałem przystanąć ... na co ja właściwie patrzę.
Złapałem się za głowę ... Oczekiwałem ... A tymczasem ... Drugi raz za głowę złapałem się ... Denerwuje mnie ... Zastanawia mnie ... domyślam się
Interesuje mnie kiedy i na jakiej podstawie zdecydowałeś, że twoje zdanie kogokolwiek obchodzi na tyle, by zakładać o tym nowy wątek? W sensie, bez urazy, to co ci się nie podobało w tym komiksie, to twoje oczekiwania, twoje obawy, twoje niezrozumienie, twoje filozofie, twoja wiedza i wreszcie twoja wyobraźnia. To ty jesteś najsłabszym ogniwem tego komiksu w relacji Głębia-komiks Remendera.
To powyżej, ten cytat, demaskuje ile zawarłeś w tej opinii ego; ja ja ja ja ja ja ja ja moje moje moje moje. Pewnie już się zagotowałeś, ale pomyśl ile zła wyrządziłeś temu komiksowi, komentując bąćcobąć sztukę. Dialogi się nie podobały, bo w fikcyjnej przyszłości nie wszyscy mówią jak prostaki? Akceptujesz kolesi latających z majtkami na leginsach, a nie akceptujesz wizji przyszłości, w której nie zgadzają się kilometry do gwiazd, a rośliny żyją pomimo ogromnej temperatury? WTF?
Nie napisałeś o czym ten komiks jest, tylko o tym czym nie jest w twojej wyobraźni i choć masz do tego pełne prawo myśleć sobie, co chcesz, to już zakładanie o tym wątku i przyprawianie gęby jednemu z częściej zatrudnianych scenarzystów na tej planecie jest złe i wredne.
LOW jest wizją przyszłości, pozbawioną nadziei, w której matka rodziny nigdy się nie poddaje, pomimo wszystkich problemów, które stają na jej drodze, łącznie z samym Słońcem. To saga o przetrwaniu na przekór wszystkiemu, autorska interpretacja psychologii rodziny podszyta depresją, mizantropią i wszechmocną beznadzieją. Graficznie to masterpiece na skalę światową, przynajmniej tutaj się zgadzamy i mieć zarzut w przypadku malarstwa, że nie jest tak szczegółowe jak rysunek, to gruba przesada i zwyczajne niezrozumienie medium, z którym się obcuje.
Death or Glory ktoś już czytał?
Dwa zeszyty mam za sobą. I znowu: graficznie wspaniale, fani rysunku szczegółowego będą zachwyceni, treść zupełnie inna niż Black Science, LOW, czy StE - ot zapomniana dziura w US i problemy społeczności w świecie wybuchających samochodów, mafii, dziwnych mocy i oczywiście... problemów rodzinnych, będących motorem i główną motywacją bohaterów. Bliżej Aarona niż Remendera, którego znamy. O dziwo - póki co nie ma epickości, skoków w czasie i wprowadzenia nowych postaci co dwie strony.