Zakup niedawno wydanego tomu o losach Spider-Girl okazał się być bardzo trafionym wyborem. Lata 90 pełną gębą. Dla fanów tego okresu i Pajączka, myślę, że bardzo ciekawa propozycja. Elseworld o dalszym życiu Petera w wydaniu Marvela. Z wielką frajdą poznajemy losy May Parker, a także otaczających postaci i bohaterów, którzy postarzeli się o naście lat. Niektórzy odeszli w cień, skład wielu drużyn uległ przeobrażeniu, a inni przeszli na emeryturę i "trenują" następców z doskoku. Ja bawiłem się bardzo dobrze, a lektura weszła płynnie. 2 zarzuty. Zeszyt z Venomem trochę rozczarował. Oczekiwałem bardziej plastycznej i "odjechanej" wizji tej postaci, albo chociaż przejęcia przez chwilę mocy przez bohaterkę. A wyszło tak sobie. Projekt postaci bardzo słaby. Drugi zarzut odnośnie niepotrzebnie powielanego i rozwlekanego motywu "karcenia" córki przez Petera za chęć wykorzystywania mocy pomagając ludziom w potrzebie. Dobrze, że wątek się pojawił ale niepotrzebnie jest wałkowany na początku każdego zeszytu. Zdecydowanie za często jest powielany motyw, który nic nie wnosi. Podobało mi się jednak, że w pewnym momencie komiks zadaje ciekawe pytanie. Obecnie przyjęty konsensus w kwestii znanego powiedzenia Parkera wśród fanów "rozwoju" postaci brzmi, że ten powinien odwiesić kostium i zająć się rodziną, bo moc i odpowiedzialność jest tutaj rozumiana jako troska o rodzinę i "dojrzewanie". Przyznaję, że zawsze ta idea wydawała mi się leniwa i naiwna. May w pewnym momencie zadaje pytanie, czy odpowiedzialność rozumiana w ten sposób nie jest przypadkiem egoistyczna? Próżno doszukiwać się tu jakiejkolwiek refleksji ani fabuły na poziomie ale nie jest tragicznie. Graficznie jest na przeciętnym poziomie jak na lata 90. Fani tego okresu na pewni dodadzą kilka oczek do końcowej oceny. Ja uwielbiam te przerysowane sylwetki bohaterów (jak Normie Osborn) i ich przesadzone zachowania jakby jechali non stop na dragach. Ten kicz jest po prostu fantastyczny. Nie to, co dzisiejsza nuda.
Przy okazji mała refleksja. Jako że przychodzi mi czytać dużo współcześnie wydawanych historii, w dużej mierze poświęconych losom heroin w przemyśle superbohaterskim (czyli takich adresowanych do raczej młodszego odbiorcy), muszę przyznać, że losy May Parker czytało mi się o wiele lepiej niż cokolwiek wydawanego obecnie. Pokazuje to jak bardzo różnią się komiksy wydawane kiedyś od tych dziś na gruncie społecznym. Gdybyśmy dziś otrzymali do rąk losy May najpewniej dostalibyśmy pewną siebie silną kobietę, otwarcie przyznającą się do bycia homo lub chociaż bi, lekko pulchną z płaskimi piersiami i o raczej przeciętnej urodzie. Zamiast podkochiwać się w koledze z liceum, najprawdopodobniej umawiałaby się z najlepszą koleżanką i kpiły ze śliniących się na ich widok kolegów z kółka naukowego. Najpewniej byłby też epizod odnośnie coming outu przy obiedzie, a dylematy na temat mocy i odpowiedzialności lub roli Petera w życiu córki zeszły by na dalszy plan. Najpewniej dopasowana by została także oprawa graficzna aby zamaskować wszelkie krągłości bohaterki. Czytając podświadomie bawiłem się w wynajdowanie tych subtelnych różnic, w jaki sposób ten komiks zostałby zniszczony przez współczesne grupy interesu. Historia z powodzeniem mogłaby się ukazać dzisiaj. May ma krótko ścięte włosy, gra w szkolnej drużynie koszykówki, jej najlepsza koleżanka jest afroamerykanka, a kolega kujon azjatą. Mimo, to naprawdę nie czuć forsowania pewnych treści przez agendy tak jak jest to robione dzisiaj - do przesady. Smutne, słodko gorzkie doznanie. Dobrze, że nadal można przenieść się w czasie do nieco bardziej szczerych historii. Źle, że znalezienie takiej wśród współczesnych tytułów to jak szukanie igły w stogu siana.