Mega-super-hiper zabójca wyszkolony na południu odcina masowo łby ziomkom z północy (cóż za afront autora wobec ludzi północy). W międzyczasie puka najlepsze dostępne sztuki. W ogóle mokry sen nastolatka: trening sztuk walki, a potem seks bez zdjęcia zbroi ze swoją bogatą laską.
Potem jakiś koleś jedzie ją zabić. No tak se pojechał, zabił i wrócił. Pewnie Ryanairem się zabrał. A laski kto miał bronić jak jej chłopa przy niej nie było?
Za to za końcówkę tej opowieści dla autora szacun: ładnie to wygasił. Gorzkie zakończenie, ale budzące jakąś nadzieję, choć wiadomo, że bohater nie tego chyba chciał.
No i w jednym z opowiadań obowiązkowy pojazd po chrześcijaństwie: niestety bardzo powierzchowny. Pewnie jak byłem 14-letnim rewolucjonistą, to bym ten komiks nosił na sztandarach - chociaż nie, bo nosiłem wtedy Wieczną Wojnę.
Plastycznie najbardziej mi podeszła ta opowieść o kobitach broniących sie w tej twierdzy. To było mega, również od strony opowieści. Chociaż samiuteńka końcówka też zbyt współczesna: pojechały gdzieś i otworzyły se sklep. Acha, kupuję to.
Ogólnie średniak dla nastoletniego czytelnika.