No cóż, pod tym kątem akurat jestem bardzo wybredny. Obecnie bawię się 16-bitową Segą Mega Drive z przystawką CD, znaną bardziej jako Sega CD (w Japonii Mega CD). W zeszłym tygodniu przechodziłem sobie pierwszego Lunara (tego z podtytułem The Silver Star) i bawiłem się przy nim wyśmienicie, ale tylko dzięki temu że gra była prosta. Nabijanie leveli, za które dostaje się lepsze zaklęcia, kupowanie coraz lepszego uzbrojenia i... to w sumie wszystko. Potem zapuściłem sobie drugiego (Eternal Blue) i... masa zmian, moim zdaniem na gorsze. Teraz zaklęcia i umiejętności wykupuje się za specjalne punkty, które uzyskujemy z walk. O zgrozo, każdy save też zabiera nam te punkty, a dokładniej wielokrotność levelu na którym obecnie znajduje się główny bohater. No i można zapomnieć o radosnym siedzeniu przez dwa dni w jednej lokacji i nabiciu sobie tak ze 20 leveli do przodu, żeby potem móc zdjąć kolejnego bossa jednym szlagiem. Wiele osób uzna te innowacje za bardzo dobre, ale mnie one tylko niepotrzebnie uprzykrzyły i utrudniły grę, aż w końcu mocno zniechęcony dałem sobie spokój.
Jestem za to pies na strzelanki. Nieważne na jaką platformę, byle tylko było dużo power-upów, ogromniaści megabossowie, których najlepiej rozwala się po kawałeczku i taka sieczka na ekranie, żeby nie dało się ruszyć. Może być taka jak
tutaj na przykład.
A co do najlepszej gry... Może najlepsza to ona nie była, ale rewelacyjna na pewno. Cyberpunk Adventure Snatcher - ni to przygodówka, ni visual novelka z elementami strzelaniny, czerpiąca pełnymi garściami z universum Blade Runnera i robiąca to nader oryginalnie. Intryga jest po prostu przesmakowita - wczoraj będąc pod sam koniec gry zarwałem nockę, nie mogąc się od niej odpiąć. Jest to tym dziwniejsze, iż z reguły omijam szerokim łukiem wszelakie gry wymagające ode mnie myślenia, a nie tylko sprawnych palców i doskonałego refleksu. Może to świadczyć tylko i wyłącznie na jej plus - skoro dała radę połknąć takiego wieloletniego zatwardziałego arkadowca jak ja, to nie może być słaba.