Już w odpowiednim wątku, opiszę swoje spostrzeżenia po lekturze V jak Vendetta.
Pierwsze wrażenie jakie mi się nasunęło to komiks genialny, perfekcyjny w każdym calu. Wszystko to, co miało zostać opowiedziane, zostało opowiedziane, a to co nie, dalej ma pozostać tajemnicą. Ważne jest to, że odbiór całego komiksu na tym nie traci, a nie zawsze się to udaje. W Broni X moim zdaniem się to kompletnie nie udało, wątek z działaniem wiadomej osoby, był dla mnie niezrozumiały i po prostu nietrafiony. Nie wiem jaki wpływ miał na to sposób wydania przez Hachette, ale zrozumienie całości było niemożliwe. Dopiero tekst w dodatkach ukazał, o co naprawdę chodziło, co jest w moim przekonaniu niedopuszczalne. W V jak Vendetta wszystko jest zaplanowane jak w zegarku, wszystkie płaszczyzny z każdym kolejnym rozdziałem trzeciej części wchodzą we właściwe tryby. Komiks zachwyca grafiką, fabułą, liczbą odniesień, których i tak z pewnością wszystkich nie wyłapałem;)
Samo wydanie Egmontu również należy pochwalić, solidne wydanie, dobra jakość papieru, komiks prezentuje się znakomicie. Interesujący tekst napisany przez Alana Moore'a, publikowane i niepublikowane prace Lloyda sprawiają wrażenie, że całość sprawia wrażenie zamkniętej klamry. Mój zachwyt tym tytułem zapewne szybko nie minie, bo po prostu nie może. Trudno przejść obojętnie, wobec tak głębokiej treści.
Z czystym sumieniem daję ocenę 10/10. Jeśli ktoś będzie kpił z Waszego zainteresowania, to dajcie mu V jak Vendettę, ciekawe co odpowie