Wiem, że wszyscy są teraz na etapie Uwertury, ale nic na taki tajming nie poradzę...
Pomimo pewnych nieprzemyślanych deklaracji i oskarżeń, które padły z moich dłoni na tym forum (ale nie wracajmy już do tego) skończyłem dzisiaj Preludia i Nokturny...
Wiem, z tego forum i wstępu Karen Berger, że choć początek tej historii jest zawieszony w universum DC im dalej tym bardziej samodzielna i oderwana jest ta historia
I pewnie dla większości z czytelników to zawieszenie w świecie superhero to negatyw tej historii, ale ja muszę powiedzieć, że dla mnie to duże ułatwienie i plus.
Normalnie gdy zanurzam się w nowe Universum przez kilka pierwszych zeszytów, gdy autor buduje świat przedstawiony ja jestem trochę zagubiony. Szukam jakiegoś punktu zaczepienia, jakiegoś elementu na którym mógłbym się oprzeć i z którego budowałbym ostateczną fascynację światem przedstawionym.
Tutaj nie musiałem zbyt długo czekać. Niewiele miesięcy po lekturze
znów spotykam starych znajomych,
, a zaraz potem
. W magazynku zaś tego ostatniego od razu rzucają sie w oczy znajome nazwy i bezposrednie nawiazania do
. Te kilka drobnych smaczków bardzo mnie rozczuliło, poprawiło mi humor i pozwoliło płynąć po świecie tak znajomych a jednak zupełnie nowym. BArdzo się cieszę, że czytałem to wszystko w takiej a nie innej kolejności. Bo bardzo takie myki lubię. A mam uczucie, że w kolejnych tomach jeszcze wiele takich będzie, choć tym razem już do znajemego świata Snu budowanego od podstaw w przeczytanym tomie.
I o ile te pierwsze zeszyty czytało się dobrze przez te znane elementy, o tyle im dalej tym lepiej już ze względu na klimat samego świata przedstawionego.
PO raz pierwszy serce zabiło mocniej przy okazji wizyty w piekle (oj, z tego da się pójśc w tylu kierunkach, ze juz się nie mogę doczekać). Ale najmocniejszy i najlepszy był rozdział "24 hours". Ja nie mogę jakie to genialne. I mroczne. Jest tu wszystko czego mi brakowało gdy pisałem o niezadowoleniu z Miraclemana Gaimana.
Jeśli chodzi o stronę graficzną to okładki zawsze odstraszały takiego wyznawcę Byrne'a jak ja, ale albo ewoluuję, albo taki jest kunszt twórców, że ogląda się to wszystko bardzo przyjemnie, gra to z tekstem dając niesamowity efekt końcowy. Mam nadzieję, że dalej się to nie popsuje, ale na ten moment mogę się spodziewać wszystkiego.
Podsumowując tom pierwszy zacheca mnie do kontynuacji. Chyba już czuję ten świat i rozumiem zarys reguł nim rządzących. Będzie dobrze!