Rzeźbiarz, pewnie powiesz, że się przejmuję, ale szczerze mówiąc, gadasz bzdury i trudno mi je pozostawić bez komentarza.
Po pierwsze, zwróć łaskawie uwagę, że "DKR" to komiks sprzed 17 lat! Mam wrażenie, że usiłujesz oceniać jego rysunki z punktu widzenia dzisiejszych standardów, co jest błędem. Czepiasz się telewizorków - a wiesz, że to chyba właśnie Miller wprowadził tę technikę do komiksu? Zresztą, zamiast czepiać się telewizorków, zwróć lepiej uwagę na niesamowitą grację, z jaką poruszają się Millerowskie postaci (w wielu dzisiejszych komiksach czegoś takiego trudno uświadczyć), na siłę ekspresji tych rysunków, na zawarte w nich niesamowite smaczki takich jak dłoń Batmana trzymająca batarangi, której cień przypomina szpon jakiejś bestii... Mam wrażenie, że oceniasz rysunki Millera szalenie powierzchownie, koncentrujesz się na tym, że nie wyglądają one śliczne - a nie zauważasz znakomitego warsztatu, który za nimi stoi...
Po drugie - pozwolę sobie zauważyć, że jesteś co nieco tendencyjny. Jak Burns, albo Risso rysują brzydkich ludzi, to dla Ciebie jest to celowy zabieg itd. A jak brzydkich ludzi np. zobaczysz w "Sandmanie", to jest to dla Ciebie wynik niestarannego rysowania... Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem jedne przypadki odróżniasz od drugich?
Po trzecie - czy możesz mi również wytłumaczyć, jakim sposobem wiesz, jakie motywacje kierują twórcami komiksów, które krytykujesz? Bo sugerujesz, że Ci z nich, którzy umieją pisać, robią komiksy tylko dlatego, żeby robić kasę... Stary, wybacz: Neil Gaiman poza pracą w komiksie pisze książki. Straczynski także jest pisarzem, jak również uznanym scenarzystą telewizyjnym. Ci panowie naprawdę nie dorabiać sobie komiksami. Więc może robią je dlatego, że po prostu chcą? A może też dlatego, że nie każdą historię da się opowiedzieć innym medium, niż komiks? Wybacz, ale Twoje oceny motywacji amerykańskich twórców są naprawdę nie fair.
Po czwarte - wybacz, że będę ostry, ale swoimi generalizacjami w stylu krytykowania wszystkich amerykańskich autorów (no tak, poza Mignolą, Burnsem, Risso i Spiegelmanem) sam się kompromitujesz. Rozumiem, że przeczytałeś WSZYSTKIE komiksy WSZYSTKICH wspomnianych przez nas twórców? Millera, Moore'a, Morrisona, Ennisa, Ellisa, JMSa, Gaimana? Bo jeśli nie, to wybacz, ale kto Ci dał prawo do wypowiadaniu się o czymś, czego nie znasz? Ja np. czytałem "El Borbaha", którym tak się zachwycasz. I mi się on specjalnie nie podobał. Ale jakoś nie czuję się uprawniony przez to do wygłaszania tekstów o generalnej bezwartościowości twórczości Burnsa - bo jej nie znam! Zresztą nawet co do "Borbaha" nie wygłaszam opinii, że jest bez wartości - bo choć nie jest to komiks, który mi się podobał, to widzę zamysły jego autora i nie twierdzę, że są to zamysły złe. To, że mnie to nie ruszło nie znaczy, że jest to głupie.
No, to tyle... A tak na zakończenie, mam pytanie: jak to jest, że skoro tak jedziesz na amerykańskich rysowników - wyrobników, to tak podoba Ci się "Trzeci testament", który do pewnego stopnia prezentuje styl rysowania bardziej zbliżony do amerykańskiej konwencji, niż np. Miller, którego raczyłeś odsądzić od czci i wiary?