Chyba się wtracę, bo zaczynacie się mocno plątać w swoich wypowiedziach.
A w którym miejscu?
Pomiedzy pierwszą a ostatnią wypowiedzią - na całej przestrzeni, pomaleńku, ale za każdym razem bardziej zawile.
Po pierwsze - uważam, że błędem jest mówienie o "Morfołakach" jako jednej spójnej calości. Rzecz powstawała w odcinkach i tak była pierwotnie publikowana. Oznacza to serię powrotów do przedstawionej rzeczywistości i dodawanie do niej elementów na zasadzie dość stochastycznej.
Absolutnie się z tym zgadzam. Odniosłem wręcz wrażenie, że Skrodzki wrzuca do świata "Morfołaków" każdy pomysł, jaki tylko przyszedł mu do głowy. Czasami niepotrzebnie, bo nie wszystko pasuje do tej jednolitej onirycznej poetyki, o której wspominasz.
Właściwie z czym się absolutnie nie zgadzasz?
Nie wiem, co to jest "jednolita, oniryczna poetyka", bo - moim zdaniem - poetyka oniryczna zakłada właśnie niejednolitość - zmiany nie tylko kształtów, ale i nastrojów.
Dla mnie te historie to przypowieści, pełne odniesień do mechanizmów rządzących światem, religią i ludzkimi zachowaniami.
Dla mnie - nie.
Jednak przy tym wszystkim Skrodzki moralizuje, czasami w zbyt oczywisty sposób.
A czasem - wręcz przeciwnie (szklanka zawsze może być w połowie pusta, nawet jeśli jest w połowie pełna)
To moje KA-KABOOM!, nad którym tak się pastwisz , odnosiło się do potencjalnego komiksowego olśnienia, jakiego się spodziewałem czytając "Morfołaki". Intuicyjne odczucie? Czemu nie... W przypadku "Morfołaków" na pewno wtedy trudniej dostrzec ich słabości...
Nad żadnym KA-KABOOM się nie pastwię. Raczej, wręcz przeciwnie, jestem pod wrażeniem celnie użytej onomatopei (Takie KA-KABOOM i wszystko jasne, bo wszyscy wiedzą, o co chodzi). Takiego KA-KABOOM w "Morfołakach" być nie może (bo komiks powstawał w takich, a nie innych warunkach; to nie "Sandman", wymyslony aż do ostatniego odcinka, zanim opublikowano pierwszy, ale seria krótkich historii osadzonych w określonej rzeczywistości, rozwijana na przestrzeni pewnego czasu, bez dążenia do stworzenia spójnej fabularnie opowieści), a ten, kto się takiego olśnienia (puenty?) spodziewa, odejdzie od lektury rozczarowany, rozczarowaniem wywołanym przez własne oczekiwania, a nie przez komiks.
I jeszcze drobna uwaga na temat robienia czegoś
w zbyt oczywisty sposób. Jakiś czas temu na wraku, dyskutanci (większość z nich jest obecna na tym forum), miała pretensje o to, że w "Szmince" pojawia się "zbyt oczywista aluzja plastyczna". Od tamtej pory próbuję robić komiksy zawierające mniej oczywiste aluzje. I co? I jakoś nie widzę, żeby ktokolwiek je zauważał.
(Zapraszam do rozmowy o drugiej części "Alicji". Jestem ciekaw Twojego zdania, bo pamietam, jak oceniałeś pierwszą część).