Pierwsza płyta miała dobre momenty, np. "Yellow" czy "Trouble". Wkurzały oczywiste zapożyczenia, czasem na granicy plagiatu, np. "Shiver" to taka zrzyna z Jeffa Buckleya, że aż mną telepało
Druga płyta to już nieznośny soft, zupełnie bez wyrazu i bez jaj. Wokalista jest takim nadętym bufonem, że już chyba nawet koledzy z zespołu zaczynają mieć go dosyć. Zero luzu i zero poczucia humoru...
Z podobnej muzyki sto razy wolę Travis - lepsze klipy (np. "Turn" z robieniem pompek!), lepsze piosenki, poczucie humoru, lepszy wokalista.