Niektorzy wydawcy komiksowi dzialaja w taki sposob jak opisujesz (z pominieciem hurtowni itp.) i daja rade, ale to nisza niszy.
No, właśnie.
Podobne rynki, a jednak jest zasadnicza różnica. Zmniejszenie się średniego nakładu komiksów uderzył głównie w rodzimych autorów, gdyż koszt licencji na komiks zagraniczny jest niższy, niż koszt wyprodukowania albumu od podstaw w Polsce (oczywiście pracując za półdarmo lub darmo coś tam możemy wydać, ale z rynkiem nie ma to nic wspólnego). Te wszystkie zbiorcze, kolorowe, wypasione wydania zachodnich klasyków, pewnie spełniają kryteria Clarence'a co do jakości i objętości adaptacji którejś z powieści Dukaja, mimo to one wychodzą, a ta nieszczęsna adaptacja chyba pozostanie w sferze marzeń.
W przypadku książek jest odwrotnie. Koszt licencji plus tłumaczenie jest wyższy niż koszt napisania książki przez autochtona. Oczywiście w przypadku bestsellerów nie ma to znaczenia, ale w przypadku 90% pozycji na rynku, już tak. Dlatego w pierwszej kolejności pójdą w odstawkę tłumaczenia, a że rynek będzie trzeba czymś wypełnić, będzie to szansa dla rodzimych autorów.
Nie pytajcie, jak to możliwe, ale tak jest