Istotnie, niegodnie postąpiłem niefrasobliwie sugerując jakieś spiski plugawe i takież układy. Tych bowiem jak wiadomo – oczywiście zgodnie z tzw. zdrowym rozsądkiem – nie ma. Teksty o paranoi pod adresem osób podejmujących pewne tematy o których powinno dyskutować się w „jedyny, właściwy” sposób również obijały mi się o uszy. Zresztą w pewnym kraju, który na szczęście przeszedł już do historii, dla tego typu delikwentów przewidziano nawet specjalną jednostkę chorobową zwaną „schizofrenią bezobjawową”. Wpisujesz się zatem Robercie w nurt z wielkimi tradycjami
Imputując jakoby pisarczyk, któremu raz na przysłowiowy ruski rok udało się sprzedać tomik wymuskanej poezji, skłonny był wypowiadać się publicznie w myśl sugerowanej mu ideologii tylko dlatego, że zapewni mu się zwiększenie sprzedaży o mniej więcej 700 procent (oczywiście w efekcie obowiązkowego kontyngentu narzuconego na biblioteki) oraz objawienie swego oblicza w prawomyślnych programidłach rzeczywiście było nie na miejscu. Podobnie zresztą jak sugestia w myśl, której pewne ośrodki ideologiczne/medialne korzystają z uzyskanych w czasach dobrego farta wpływów na rzecz rekrutowania – jak to się mawiało w okresie świetności Związku Literatów Polskich – zaplecza intelektualno-artystycznego za sprawą którego usiłuje się oddziaływać na społeczeństwo (czyt. obsztorcowywać bez litości wszystkich tych, którzy ośmielili się myśleć inaczej niż nakazały sankcjonowane autoryteta).
Nie wiem jak autorzy komiksów IPN (tudzież wszystkich innych, które nie zyskały aprobaty z pewnością całkowicie obiektywnego jury tej zaszczytnej nagrody), ale ja na ich miejscu nie czułbym się jakoś nadmiernie zdołowany. Rymkiewicz zresztą też był niegdyś uniwersalistą (w odróżnieniu od pieniacza Świetlickiego co to jakieś listy pretensjonalne pisywał), ale jak widać z czasem stał się realistą. No i jak powszechnie wiadomo „Ciemno, pawie mrok” idealnie spełnia wymóg dzieła powstałego w myśl zasad „(…) swobody artystycznej ekspresji ponad zunifikowane i robione pod wyraźne polityczne i/lub komercyjne zamówienie produkty”. Z jednej strony gratuluję Ci Robercie dobrego samopoczucia, a z drugiej nawet mnie to cieszy, że są jeszcze w naszym kraju ludzie dający wiarę tej uroczej wizji rzeczywistości. Obiektywizm, uniwersalizm, pokój na Ziemi, okiełznane wolne rodniki, chałwa za darmo etc. To na swój sposób piękne i trochę Ci nawet zazdroszczę.
W poprzednich postach nie obyło się już bez życzeń kierowanych pod adresem polskich twórców komiksu do których mogę się tylko dołączyć. Wygląda jednak na to, że ta część z nich, która do pewnego stopnia dzierżyła przysłowiowy rząd dusz komiksomaniaków w minionej dekadzie zapewne robiła to co lubi (czemu nie śmiem zaprzeczać), ale najwyraźniej ze swymi gustami rozminęła się szerszą publiką. Owszem, to bardziej złożone zjawisko i trzeba brać pod uwagę przynajmniej kilka dodatkowych czynników. Niemniej tytuły, które niegdyś hołubiono zarówno na tym forum jak i forum WRAK-a poza nielicznymi wyjątkami nie są wznawiane i wygląda na to, że nie funkcjonują w świadomości większości współczesnych czytelników. Tak jak gdyby lata 2000-2009 (ramy tej cezury rzecz jasna są umowne) były dla polskiego komiksu w dużej mierze czasem straconym (czy jak wolą tuzy z komiksowa przedłużeniem tzw. wielkiej smuty).
A może po prostu czasem warto choć na chwilę zstąpić z Parnasu i przy zachowaniu artystycznej indywidualności, zaproponować czytelnikom coś nieco bardziej strawniejszego niż kolejne autobiograficzne wynurzenia o ćpaniu, chlaniu i kopulowaniu… Przytoczony przez Ciebie przykład Bendisa, który wyrobił sobie nazwisko na łatwo przyswajalnych produkcyjniakach zdaje się wskazywać, że taka właśnie ścieżka rozwojowa ma swoje racjonalne uzasadnienie. Zwłaszcza, ze sprawdzone modele narracyjne i plastyczne również podlegają procesowi sublimacji o ile weźmie się za ich przekształcanie zdolny twórca. Tylko pytanie czy aby na pewno mieliśmy wielu takich wśród polskich autorów minionej dekady… Ich rynkowa nisza również okazała się wyjątkowo ciasna, bo jakoś nie udało im się przeniknąć na przysłowiowe szersze wody. Osobiście mam też teorie, że o takich a nie innych kierunkach ich rozwoju często decydowały niedostatki warsztatowe.