Szybciej uwierzyłbym, że ukąsi mnie rekin nad Pilicą, niż że kiedykolwiek napiszę te słowa.
To kiepski komiks. I nie tylko w kategorii blacksadowej.
Jako oddany fan serii czytałem na pełnym wdechu, który powoli uchodził z cichym piskiem, przeradzającym się w pełne zawodu skomlenie. Bo jak to?
Takie drewniane dialogi? Tak kompletnie idiotyczny ciąg przyczynowo-skutkowy? Przecież tutaj deus nie wyskakuje już nawet ex machina, ale nosem we fletnię Pana wydmuc**je krotochwilną melodyjkę, na pohybel czytelnikom.
Kilka pięknych patentów, zwłaszcza antropomorficznych, które rozpuszczają się w smutnym szaroburym sosie braku sensu, braku nastroju, braku magii. "That Old Black Magic Called Love".