bez przesady,text nie skupia sie az tak na tym "jaki to W.T jest cudowny i wspanialy".
Jak to - nie.
Tekst wychodzi od założenia, że recenzja Tkaczyka była idealnym i bezblędnym opisem krytykowanego komiksu. A opis spotkania z Gałkiem służy do udowodnienia tej tezy.
Gdybym napisał recenzję, to podczas spotkania z krytykowanym autorem, raczej sam bym się tłumaczyl, czemu napisałem tak, a nie inaczej i w jego aprobacie widziałbym potwierdzenie faktu, że napisałem coś (dość) dobrze. Tymczasem Tkaczyk nie ma watpliwości, że jego recenzja nie zawierała błędów. Potwierdzeniem tej bezbłędności krytyka jest fakt, że nawet skrytykowany Gałek przyznał mu rację.
A może prawda była taka, że Gałek powiedział mu to na odpierdziel, bo jakby się wdał w dyskusję, to skończyłoby się na jakimś mordobiciu.
Może powiedział mu: "Tak, miałeś rację" i poszedł na przeciwległy koniec sali, żeby więcej z tym krytykiem nie rozmawiać...
A Tkaczyk zbudował sobie z tego laurkę własnych zdolności krytycznych.
A samą tezę "autora z klasą" uważam za chybioną. Karol ma rację: autor powinien swoją klasę pokazywać w tym, co robi, a nie w tym, co mówi (zwłaszcza, jeśli mówi, że dzieło mu się nie udało).
Ciekaw jestem, czy Tkaczyk uznałby za "autora z klasą" człowieka, który w rzeczowy sposób udowodniłby mu, że jego recenzja jest całkowicie chybiona, zawiera nieprawdę i nie dociera do większości sensów recenzowanego komiksu.