Zastanawiało mnie też czy tożsamość Goblina była zaplanowana od razu. Podejrzewam, że nie, bo w tym czasie to Stan z rysownikami tak to tworzyli, że jak zaczynali odcinek to nie wiedzieli jak go skończą.
Ditko od samego początku chciał, żeby Green Goblinem był Norman Osborn. I mógł to zaplanować, bo miał bardzo duży wpływ na kształt serii. W końcu samodzielnie wymyślił całą fabułą ASM #25-38 i ASM Annual #2 (Jedynym wkładem Stana przy tych zeszytach było wymyślanie dialogów do gotowych plansz i ewentualnie sugerowanie, powrotu jakiegoś popularnego przeciwnika) i bez wątpienia sporą część scenariuszy kilkunastu wcześniejszych zeszytów. W "scenariuszu" Stana do ASM #14, Green Goblin był starożytnym demonem odnalezionym w sarkofagu przez ekipę flimową. Ditko zrobił z Goblina zwykłego człowieka
Ditko o genezie Goblina za
Wikpiedią:
Stan's synopsis for the Green Goblin had a movie crew, on location, finding an Egyptian-like sarcophagus. Inside was an ancient, mythological demon, the Green Goblin. He naturally came to life. On my own, I changed Stan's mythological demon into a human villain.
Ditko o tożsamości Goblina za
Comic Book Urban Legend Revealed #400 (artykuł warty przeczytania):
Now digest this: I knew from Day One, from the first GG story, who the GG would be. I absolutely knew because I planted him in J. Jonah Jameson’s businessmans club, it was where JJJ and the GG could be seen together. I planted them together in other stories where the GG would not appear in costume, action.
I wanted JJJ’s and the GG’s lives to mix for later story drama involving more than just the two characters.
I planted the GG’s son (same distinctive hair style) in the college issues for more dramatic involvement and storyline consequences.
So how could there be any doubt, dispute, about who the GG had to turn out to be when unmasked?
Jeśli chodzi o ASM #17-18 to na mnie też te historie zrobiły duże wrażenie. Jedne z najlepszych zeszytów z ery Lee-Ditko. Choć mnie ta seria ujęła już przy ASM #4, głównie za łączenie humoru i pecha Parkera (m.in. scena z bandytami oskarżającymi Spider-Mana o napaść
).
Jak John Romita Sr. zastąpił Steve'a Ditko, seria w moich oczach trochę straciła. Stan Lee zaczął mieć znowu duży wpływ na fabułę i nie zawsze był to pozytyw. Stan maksymalnie uszczuplił ilość postaci drugoplanowych, który dodawały sporo kolorytu. Przez kilka następnych lat obsada ograniczała się głównie do Petera, cioci May, Gwen i Kapitana Stacy'ego. Nawet Harry Osborn, z którym Peter mieszkał pojawiał się sporadycznie. Zwykle albo nie było go w domu, albo był, ale akurat spał. A Gwen z niezależnej dziewczyny z charakterem, którą była za czasów Ditko, zmieniła się w typową dla Stana płaczliwą ukochaną głównego bohatera, która zbyt często zamartwiała się jego losem (z wyjątkiem pierwszych kilkunastu zeszytów narysowanych przez Romitę i historii ze strajkami na kampusie ESU ok. ASM #70). Humor serii też został ograniczony i skupił się głownie na tekstach Pająka w czasie walki z łotrami.
Stan Lee jako twórca jest dla mnie Bogiem. Niestety, jako scenarzysta jest słaby. W kółko te same oklepane motywy, pseudonaukowe wyjaśnienia i mnóstwo seksizmu (ten koleś o kobietach nie wiedział nic).
Ha! Dokładnie. Seksizm Stana rozkładał mnie na łopatki: