"Daredevil: Wściekłość i Wrzask" Marka Waida, mimo bycia historią sprawnie poprowadzoną nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Nie jest to chyba ta interpretacja Daredevila, do której jestem przyzwyczajony. Waid w swojej historii próbuje uchwycić ślepego prawnika w bardziej optymistycznym wizerunku, co bardziej kojarzy mi się z innymi bohaterami Marvela, niekoniecznie z Diabłem Hell's Kitchen. Murdock wydaje się dobrze bawić tutaj rolą superbohatera, wolę go jednak w roli męczennika. Na plus jednak pomysł, że Matt Murdock mimo utraty wiarygodności jako prawnik, nadal pomaga swoim klientom w inny sposób.
Ja również wolę Daredevila w wersji Millera, Bendisa i Brubakera, natomiast nie uważam, że DD Waida jest słabszy fabularnie lub koncepcyjnie. Przynajmniej taki wniosek wysnuwam na podstawie "Wściekłości i wrzasku" - z resztą runu niestety nie miałem okazji się zapoznać. Myślę, że zastosowaną przez Waida zmianę wizerunku Matta określamy przez pryzmat rynku polskiego. Jak dotąd Daredevila w Polsce było jak na lekarstwo - nie licząc wczesnych historii z "Essential" był to tylko "Człowiek bez strachu" i gościnny występ w "Spider-man" 6-7/1997 (TM-Semic), "Diabeł Stróż" (Egmont, później Hachette) oraz to, co dostaliśmy z WKKM. W USA natomiast tytuł ukazuje się regularnie. Jeśli koncepcja postaci nie ulega zmianie, przestaje interesować czytelników, ma się wrażenie powtarzalności oraz tego, że postać nie jest w stanie już niczym zaskoczyć - staje się jednowymiarowa. Tak było m.in. ze Spider-Manem, który wpadł w pewien marazm, z którego został wyciągnięty dopiero przez zmianę koncepcji przez Straczyńskiego. Podobnie było z Pajączkiem Bendisa z serii Ultimate, przy czym tu zmiana koncepcji była radykalniejsza. DD Waida zaskoczył mnie zmianą koncepcji, ale "Wściekłość i wrzask" zainteresowała mnie na tyle, że chciałbym poznać dalszy ciąg tej historii. Wydanie anglojęzycznego nie kupiłem wyłącznie dlatego, że liczę na wydanie polskie w 2019.
Nie wiemy jakie są plany wydawnicze Egmontu w stosunku do DD, ale myślę, że nie będzie to odbiegać od planów Sideci - możliwe, że Egmont odkupił dokładnie taką samą licencję, więc pewnie "Shadowland" zostanie wydany w jednym tomie, nie w dwóch. Byłoby to zresztą logiczne: w 2017 2 tomy Bendisa, w 2018 Bendis t. 3 i Brubaker t. 1-3. Wychodzi akurat po jednym tomie na kwartał, tak jak to Egmont przywykł wydawać klasykę. Myślę, że brak wydania "Shadowlandu" byłby dużą stratą. Mimo wszystko to ważna historia, a przyznam, że wraz z upływem czasu patrzę na nią mniej krytycznie, aczkolwiek zgadzam się z przedmówcami, że Diggle nie dorównuje tu Bendisowi i Brubakerowi.
Nie rozumiem natomiast postulatów wznowienia "Diabła Stróża". Kilka dni temu nawet postanowiłem sobie przypomnieć historię Smitha i Quesady i stwierdzam, że jest to komiks przeciętny. Problemem jest już samo budowanie akcji - jest ona nieprawdopodobna i kompletnie niewiarygodna, a Matt zachowuje się jak kompletny przygłup. Smith chyba zorientował się w trakcie pisania historii, że nie wygląda to zbyt dobrze, bo w końcu Murdock zawsze twardo stąpał po ziemi, i dał w scenach ze Strangem wyjaśnienie tego zachowania, ale jest ono dla mnie naciągane. W akcji nie ma żadnego napięcia, a rozwiązanie intrygi jest słabe - motywacja sprawcy jest wręcz niezrozumiała. Nie widzę też emocji, zwłaszcza w budowaniu relacji między postaciami (Matt-Karen, Matt-Foggy). W zamyśle komiks miał podejmować bardzo ważną tematykę - stosunku wiary do rozumu, roli wiary w życiu człowieka. To kwestie niezwykle intymne i niezbyt łatwe do przedstawienia. Smithowi daleko tu do Millera czy Bendisa, którzy fenomenalnie budują postać DD - jego przeżycia są wiarygodne, osobowość bohatera jest łatwo wyczuwalna, można utożsamiać się z problemami głównego bohatera. U Smitha jakoś to wszystko ze sobą nie współgra. Wizualnie komiks też nie zachwyca - poprawne ilustracje, nie ziębią ani nie palą. To co istotne w tym komiksie to tylko Karen Page.