No ale strony stronami, a ktoś to przeczytał już?
nie pamiętam w którym numerze KKK (w zeszłym roku) ukazał się ten tekst, ale to był mój pierwszy tekst w prasie branżowej
"Jeśli ktoś widział choćby takie filmy Kevina Smitha jak „Sprzedawcy” czy „W pogoni za Amy”, to zapewne wyrobił już sobie zdanie o sposobie artystycznej kreacji tego pana (i albo się dobrze bawił i nieco zastanawiał nad życiem, albo nabrał obrzydzenia i do życia i do takiego poczucia humoru). Smith nie chodzi na politycznie poprawne kompromisy, i gdy chce nam powiedzieć historyjkę o facecie, któremu strzelił kręgosłup, gdy próbował sobie obciągnąć, czy o dziewczynie kochającej się z trupem - to się nie kryguje. Te zabiegi czynią jego filmowe wypowiedzi swobodnymi, pozwalają pokazać egzystencję w szerokim spektrum myśli i uczuć, wzbogacają świat przedstawiony nie na siłę, ale stanowią naturalną część życiowych perypetii bohaterów Smitha.
Pewnie zastanawiacie się czy jako scenarzysta komiksowy, Smith dostarczy wam podobnej rozrywki i życiowych dywagacji bez społecznych tematów tabu? Czy zatem Smithowi się udało i Daredevila, jego życie uczynił równie godną zainteresowania projekcją swoich pomysłów?
Protoplastą postaci Daredevila był superheros odziany w niebiesko-żółty kostium i miotający... boomerangiem (Silver Streak Comics #6, 9/40), ale właściwymi twórcami DD byli Lee i Everett w 1964 r. Informacje dla dociekliwych: DD jest przystojny, rudy, niebieskooki; 183 cm wzrostu i 91 kg wagi. Wzrok postradał w dzieciństwie, gdy ratując człowieka spod kół ciężarówki został oblany radioaktywną mazią (co też stało się źródłem jego supermocy). Bohater znany jest polskim czytelnikom z wydanego przez TM-Semic w 1995 r. albumu Daredevil: The Man Without Fear”, gdzie Frank Miller w sobie znanym nieco oschłym i sceptycznym stylu świetnie ukazał historię przemiany małego chłopca w „Bohatera nie znającego strachu”.
Historia Kevina Smitha “Daredevil Visionaries” zamyka się w ośmiu częściach, na prawie dwustu planszach Smith próbuje zrealizowac swoje założenie: „Daredevil jakiego nie poznaliście wcześniej: bohater nie znający strachu bohaterem pozbawionym wiary...”. Zaczyna bardzo ciekawie, buduje akcję dynamicznie i używa swojej znanej broni – humoru sytuacyjnego. Najbardziej zaciekawia umieszczenie fabuły o superbohaterze w kontekście religijnym, w kontekście wiary. A do tego czyni z DD to, do czego ta postać świetnie się nadaje – pozwala mu myśleć, wątpić i gubić się w zaułkach swego jestestwa. DD wkracza do akcji w... konfesjonale, i w tym samym miejscu akcja się zamknie. DD ma problem kardynalny, jako człowiek dobry i społecznie użyteczny popada w zwątpienie. Dlaczego? Przeszłość, dzieciństwo, kobiety i praca, zarówno ta dzienna prawnicza, jak i po godzinach w czerwonym kostiumie. Dzieciństwo go boli, brakuje mu matczynej miłości, kobiety albo go zdradzają albo odchodzą, a praca nie sprawia satysfakcji. Nieustające potoki złych ludzi, z którymi walczy, których spotyka niemal za każdym rogiem skłaniają go do zwątpienia w nasz zacny gatunek, do zwątpienia, że ta walka może cokolwiek zmienić. Widać, że DD nie jest tak nieugięty i prostolinijny jak Don Kichot, któremu wystarczały wiatraki i Dulcynea. Ale niestety tak jak przez kilka pierwszych części akcja trzyma w napięciu, i to zarówno intelektualnym, które lubię bardzo, jak i fabularnym, tak później skłania się do oklepanych konwencji – są ci dobrzy i źli, ktoś zwariował, a ktoś inny umiera za sprawę. Smith buduje wątki, tajemnice, zabija drugoplanowe postacie, a potem nawet i te ważniejsze. Prowadzi scenariusz zręcznie, ale nie wymyka się konwencji – w sumie w komiksie dzieje się to i kończy się tak, jak w wielu innych historiach o zwątpieniu i miłości do świata ludzi. Zarówno Quesada (rysunki), jak i Palmiotti (tusz) oraz Isanove (kolor) bardzo dobrze w tym mu pomagają – rysunki, kadrowanie tworzą odpowiednia aurę i napięcie, są bardzo dobre. Niestety nie zadowolił mnie rozwój fabuły, a przemiana DD, odzyskanie wiary, zamkniecie fabuły nie są czymś co może zaskakiwać ani intelektualnie, ani fabularnie. Wiedziałem, że Smith pisząc dla Marvela i to kreując postać mainstreamu będzie miał ograniczone środki wyrazu – nie będzie nieprzyzwoitych fajerwerków czy obrazoburczych odniesień, będzie grzeczny i przewidywalny. Na szczęście nie do samego końca. Udało mu się napisać dobry scenariusz, miejscami bardzo dobry, udało mu się ukazać człowieczeństwo DD, zbudować niezłe postacie, ale to wszystko. To niemało, ale na pewno można było więcej."