Dla mnie Gaiman, to przede wszystkim "Amerykańscy Bogowie", których czytałem jako pierwszą książkę z jego dorobku... Świetne jest to, w jaki sposób autor żongluje wydarzeniami i postaciami nadając ostateczne, często niespodziewane rysy swojemu światu. Niesamowite... Poza tym, moim zdaniem, jest to również niezwykłe studium, w pewnym sensie, teologiczne... Bardzo podoba mi się pomysł, który zdecydowanie można by było przyjąć jako logiczny, że bogowie istnieją dzięki swoim wyznawcom... Dzięki temu, że ktoś o nich pamięta...
Drugie miejsce zajmuje "Nigdziebądź"... To chyba nie wymaga komentarza... Jest po prostu jedyne w swoim rodzaju i na nic tu się nie zda opowiadanie o tej książce... Trzeba to przeczytać... Po prostu...
Gaiman zostanie klasykiem...
Zła wiadomość. Gaiman już JEST klasykiem...
Powoli staje się subkulturą...