Hmm, sam niedawno pisałem, że nie od rzeczy jest pogadać o "Mistrzu i Małgorzacie" jako urban fantasy... Ale te uzasadnienie, o którym wspomianasz to temat na osobną dyskusję. Osobiście nie należę do miłośników zagarniania do fantasy dzieł literatury głównonurtowej. Przecież wówczas i południowoamerykański realizm magiczny to byłaby fantasy i nawet filmy Jana Jakuba Kolskiego...
A jednak nie może być tak, że każdy przejaw niesamowitości, magii czy nierealności w dziele automatycznie kwalifikuje je jako fantasy. Ktoś już dyskutował na Gildii o mitach, które w żaden sposób nie są przecież literaturą fantasy chociaż spełniają wszystkie wymogi. Są dla fantasy wzorcem.
A fantasy, to wg. mnie, tworzenie "sztucznych" (poniekąd) mitów, czy to na wzór epiki heroicznej czy też niesamowitych opowieści miejskich jak w urban fantasy. Tyle że oryginalne mity dla ich twórców spełniały zupełnie inną rolę (to temat na Forum antropologiczne lub teologiczne, nie mniej polecam chociażby "Złotę gałąź" Frazera).
Poza tym, z całym szacunkiem, fantasy to tylko zabawa w tworzenie czegoś podobnego do mitologi w celach czysto rozrywkowych lub umowne tło dla literatury z ambicjami (Le Guin, Wolfe). Ostatnio kolejnym ważnym i poważnym powodem dla pisania fantasy jest kasa...;].
Acha, i jeszcze jedno - poza (strzelam z nazwiskami ojców założycieli) Howardem, Tolkienem, Morrsiem, Smithem czy Lordem Dunsay, późniejsi autorzy komponowali się świadomie w nurt fantasy przestrzegając jego zasad lub je świadomie łamiąc. Jordan powie o sobie- jestem świadomym pisarzem fantasy, który zrzyna z Tolkiena, Donaldsona i reszty. Gdyby zapytać Bułhakowa to odpowiedziałby być może, że pisze alegoryczną, metaforyczną opowieść o odwiecznej walce dobra ze złem i Moskwie jaką kocha.