jak kolega kolegi opowiadał
Tym kolega kolegi bylas Ty moja droga
Mój drogi kolego tego środkowego kolegi... jakoś nie zauważyłam u siebie... ptaszka
Co najwyżej koleżanką kolegi czy koleżanki mogę być...
W tamtym roku na Wolinie na jednej z bitew widziałam dwa przypadki udzielania pomocy przez ekipę pogotowia ratunkowego. W pierwszym wypadku wojownik dostał cios w okolice kolana i wywieźli go na noszach. Drugi, sąsiad zza wschodniej granicy, otrzymał cięcie przez... hełm. Jakieś 2 metry ode mnie. Trochę się przestraszyłam, bo byłam publicznością... Krew mu się po twarzy lała, ale szedł z ratownikami do karetki o własnych siłach.
I wyobraz sobie, ze ja wtedy stalem obok Ciebie... No i byl jeszcze Baldwin... A kolega ktory wyrwal w banke, byl rzeczywiscie ze wschodu, ale to chyba do rzeczy nie nalezalo...
Hm... niemożliwe... Baldwina nie było w tamtym roku na Wolinie a koło mnie stała koleżanka, a dokładniej, kucała tak jak ja.... zapewniam, że tak jak ja, ze strachu...
Ja do obrony miałam tylko obiektyw...
... O wypadkach smiertelnych jeszcze nie slyszalem
A ja owszem. Na szczęście tylko słyszałam. Ale nie była to bitwa, a przedstawienie teatralne z udziałem białej broni. Na zakończenie sztuki aktor miał zostać przeszyty chyba szpadą i miał umrzeć. Po brawach, gdy kurtyna się zasunęła, aktor "grał" nadal. Okazało się, że szpada się złamała i ugodziła go śmietrelnie. Słyszałam to od starszego, poważnego człowieka, który uczy walki białą bronią. Ja mu wierzę, choć nie widziałam.
Heh o tym tez slyszalem... Tylko skad...
Pewnie od kolegi kolegi
Choc teraz jak sie nad tym zastanawiam, to mozesz nie byc Ty A jak to nie Ty to przepraszam najserdeczniej
Kurczak w gorącej wodzie kąpany... Kurczak - detektyw...
Panie Kurczak, wszystko wskazuje, że to zbiegi okoliczności, chronologicznie nie bardzo się zgadzające, a jednak Ja to Ja. Nie chce być inaczej. I nie musi
pozdrawiam
Co do bitewnego BHP... Kiedyś byłam świadkiem, jak kierownik budowy egzaminował robotników z zasad BHP. Zadał im jedno pytanie: jaka jest podstawowa zasada BHP na budowie. Robotnicy w liczbie około 8 szt., stare chłopy a zaczęły zachowywać się jak odpytywane przed tablicą uczniaki. Przestępowali z nogi na nogę, wbijali wzrok w sufit, okno czy podłogę, mruczeli, drapali się po głowach, któremuś z nich wyrwało się nawet odważne zdanie:"trzeba sprzątać"... Po 5 minutach maltretowania ich szarych komórek (chyba betonowych) kierownik się zlitował, widząc, że myślenia w nich nie obudzi. Powiedział, że naczelna zasada BHP jest taka jak na wojnie:"nie dać się zabić". I, bez urazy dla kogokolwiek rannego w bitwie, wśród rycerzy jest trochę takich "robotników" . Lezą pod miecze jak barany na rzeź. Rękawic nie mają, bo niewygodne, hełm ściągneli, bo gorąco i ramiona odsłonięte, bo przecież tatuaż trzeba laskom pokazać. Może któraś będzie z zachwytu piszczeć i żeby się popisać przyłoży sobie taki rycerz jelcem w głowę, bo miecz trzyma pierwszy raz
Ja nie przesadzam... mam nadzieję tylko, że to wyjątki. Pal sześć, że zrobią sobie krzywdę, ale przez swoje "bycie zielonym" mogą zrobić innym bubu. A wystarczy czasem trochę pomyśleć. To nie boli tak, jak pęknięta czaszka.
Ja dwa razy odniosłam "rany" w walce. I dwa razy przez osobę, która nie umiała walczyć i się popisywała.
Ej, ale to i tak lepiej, niż w średniowieczu... Wtedy to dopiero była śmiertelność w bitwach