Ale oczywiście nie wyobrażam sobie, że na moim regale mogłoby zabraknąć "Pana Naturalnego".
No właśnie, to jest przede wszystkim fajna rzecz dla osób interesujących się historią komiksu. Wydanie Kultury Gniewu robi wrażenie, widać ogrom pracy włożony w polską edycję i należy to docenić.
Lubię kreskę Crumba. Bardzo spodobały mi się jego charakterystyczne rysunki, a zwłaszcza te całostronicowe ilustracje.
Jeśli chodzi o treść, jest już znacznie gorzej. Do tej pory znałem wyłącznie "Kota Fritza", który bardzo przypadł mi do gustu. Natomiast "Pan Naturalny" okrutnie mnie wymęczył. Po legendzie, jaką owiany jest ten tytuł, spodziewałem się wiele. Niestety spotkało mnie srogie rozczarowanie... Nie wiem, może to jakaś specyficzna konwencja, która do mnie nie trafiła, a może komiks tak bardzo się zestarzał (ale chyba nie, biorąc pod uwagę, że ostatni z odcinków pochodzi z 2001 roku. To raczej Crumb na przestrzeni lat w żaden sposób nie rozwinął postaci Naturalnego). Crumb zawiódł mnie wyjątkowo ubogim repertuarem pomysłów i nie mam tu na myśli prostackiego humoru (życzyłbym sobie, żeby w zbiorze znalazło się więcej tak pokręconych akcji, jak ta z bobasem lub Diablicą). Najbardziej zniechęciło mnie mało urozmaicone nabijanie Mazgaja w butelkę przez Naturalnego, sprowadzające się do kilku, wciąż powtarzających się, kiepskich żartów. Kiedy już Crumb stara się zagrać satyrą, ta okazuje się nieznośnie czytelna i powierzchowna. Miałem nadzieję, że ktoś nazywany ikoną kontrkultury ma do zaoferowania ciut więcej. Niestety żadna treść "Pana Naturalnego" zrobiła swoje i mocno się zastanowię nim sięgnę po kolejny komiks Crumba.