Oj Krzysiu, Ty i te Twoje piłkarskie metafory, które jeszcze dotyczą amerykańskiego rynku... Przeceniasz i to mocno pozycję Koko za Oceanem. Niby rysuje dla Image, ale robi serię, która jest słaba (zarówno pod względem sprzedaży, jak i recepcji wśród czytelników i krytyków) a dla Marvela robi komiks trzecioligowy, za który raczej mało kto daje faka. Taka jest niestety rzeczywistość i żaden lans tego nie zmienia.
Jak to ma być Atletico, druga siła Primera Division (co by nie było) to gdzie jest skala dla takiego Szymona Kudrańskiego? Kolesia, który jest regularnym rysownikiem "Spawna", robił dla DC "Batmana" (i to nie jakieś poboczne popierdółki, tylko back-upa w najważniejszej serii!), dostał bat-mini-serię z Pingwinem (powiedziałbym, że to jest właśnie poziom "Hulka" Kowalskiego), ma sporo autorskich rzeczy na koncie ("Repulse", "Zombie Cop" i inne - to jest poziom "Sexu"), dołożył swoją cegiełkę do takich serii, jak "Green Lantern", "Constantine", "Batman: The Dark Knight" (sama pierwsza liga!) czy do eventu "Return of Bruce Wayne" - a to jeszcze nie wszystko. W Twojej skali to będzie już Manchester United czy jeszcze Barcelona? Jak chcesz piłkarskiej analogii to masz - Adriana Mierzejewski, Trabzonspor, niezły zespół, jak na Ligę Europy - to będzie Kowalski.
Problem z Koko jest taki, że jeśli ktokolwiek tu, na forum, zdecyduje się skrytykować jego pracę to z miejsca będzie wyzywany od "sitwy" i włączany w model postrzegania rzeczywistości i rynku komiksowego przez Kowalskiego, w której debiut Gąsiorowskiej w "Kusiu!" nie znaczy nic (bo to zin), Maciej Sieńczyk nominowany do Nike to "chamskie andergrandy" albo "pseudoartystyczny kicz", który nie umie narysować prostych pleców a Dennis Wojda wydawany na rynku brytyjskim przez brytyjskiego wydawce to małe miki. Ja, jako krytyk i czytelnik, na tak zafałszowany obraz się nie godzę. oczywiście, życzę Kowalskiemu jak najlepiej, kibicuje mu, kupuje jego komiksy, ale patrzę chłodno na jego osiągnięcia. I widzę, że to wciąż nie jest ta sama klasa co Marek Oleksicki czy Robert Adler.