Chyba nie muszę opowiadać o czym dokładnie jest film Monachium. Każdy, kto choć trochęinteresuje się kinem, na pewno wie. Film zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, skłonił do refleksji, a to bardzo wiele. Poprzednio w kinie zdarzyło mi się to przy Historii Przemocy. Spilberg po raz kolejny udowodnił, że jak nikt inny potrafi oddać klimat i ducha lat minionych, tutaj siedemdziesiątych XX wieku. Jest w tym odwozorowywaniu perfekcyjny. Obraz trzyma w napięciu, a momentami jest to bardzo mocno odczuwalne, szczególnie na sekundy przed wybuchami, gdzie czujemy ciszę, choć wiemy, że wybuch powinien już nastąpić... Film każe nam się zastanawiać nad naturą zemsty/odwetu. Ich stroną moralną. Wpływem mediów na politykę i jednocześnie kreowanie patriotyzmu rozumianego skrajnie, jako terroryzm. Genialna scena, w której w jednym bezpiecznym domu spotykają się zamachowcy izraelscy oraz arabowie - i znajdyją szybko nić poroumienia, atk zaprzepaszczoną potem w imię ideałów. Spilberg zaskoczył mnie szczególnie surowym potraktowaniem Żydów. Mimo, że z jednej strony ukazuje ich ciepło żartujących przy stole, to ukazuje mroczną stronę ich państwa. Ciągłą walkę o "kamienisty skrawek pustyni" w imię wolności i narodowości. Od tamtych wydarzeń minęło 30 lat, a żydzi i palestyńczycy ciągle walczą o tę samą ziemię - zastanawiające... Po projekcji sami odpowiemy sobie na pytania - gdzie leżą granice patriotyzmu, co można zrobić dla swojego kraju oraz czy nasze sumienie jest w stanie to udżwignąć.