Starship Operators. Eee... zapowiadało się całkiem nieźle, liczyłem zwłaszcza na jakieś względnie realistyczne oddanie warunków panujących w kosmosie i praw fizyki, zaś niewielką nadzieję na inteligentną akcję i dreszczyk emocji rodem z Gry Endera zostawiłem sobie niedopowiedzianą ale w tej trzynastoodcinkowej serii nic godnego uwagi się nie wydarzyło.
W sumie sztampa - nastolatki (ładne przyznam) kierują czymś, czym generalnie nie powinny kierować, jak w milionie różnych anime. W tym wypadku wojenny statek kosmiczny. Początek był zachęcający, bo po agresji złych (w tłumaczeniu nazywa się królestwem, ale nic monarchicznego tam nie wypatrzyłem) grupka chce porwać okręt by prowadzić partyzantkę ale wpada na lepszy pomysł. Podpisuje kontrakt z siecią telewizyjną, by za ten kapitał wykupić statek na własność. Warunkiem jest jednak wpuszczenie na pokład kamer i wyłączność dla tej sieci.
Problem braku dźwięku w kosmosie rozwiązali - telewizja dodaje go by walki gwiezdne wyglądały atrakcyjnie dla widzów, ale tu fizyka się kończy, bo lasery nie dość, że są widoczne w kosmicznej próżni, to jeszcze widać, jak przemieszcza się wiązka. Okręty poruszają się w szyku frontowym, zupełnie jak statki morskie, które mają do dyspozycji tylko dwa wymiary manewru. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że żaden dowódca nie wpadł na pomysł podlecieć od dołu... A właśnie, komendy: raz usłyszałem jak na mostku ktoś powiedział, że nieprzyjaciel jest z lewej, czy coś w tym rodzaju. Wyborne określenie do nawigacji w przestrzeni.
Zaniedbań jest mnóstwo i to się raczej rzuca w oczy, bo fabuła nie angażuje naszej uwagi w wystarczającym stopniu. Śmierć niektórych bohaterów w boju, która miała dodać dramatyzmu jest... sztuczna, tak, że doskonale wiemy kto i kiedy straci życie.
Z resztą im bliżej końca, tym banalniejsza jest historia i w dodatku wieńczy ją tak niesatysfakcjonujące zakończenie, że wiemy z całą pewnością, iż początkowy entuzjazm autorów wypalił się już kompletnie i chcieli mieć to już za sobą. A szkoda, bo Starship Operators mogło z racji swoich pretensji do realizmu i bardzo eleganckiej kreski (animacja jednak przeciętna) sięgnąć poziomu Seikai no Senki. Nie zrobiło tego i trudno. Daję mu 6/10.