Moim zdaniem dziecko myśli, obserwuje i wyciąga wnioski. Może myśleć w sposób odmienny niż osoba dorosła i wyciągać z obserwacji wnioski, które różnią się od naszych. A to nieszczęsne dziecko wydaje się być całkowicie tych przymiotów pozbawione - z radosnym zdumieniem rejestruje fakty i równie radośnie oznajmia nam, że nie ma pojęcia, co właściwie zarejestrowało. Pewnie powinienem napisać "przeżyło", ale ona nie przeżywa, ona jedynie użala się nad sobą. Komiks jest - de facto - ciągiem skarg na ciężkie życie, codzienne obowiązki, konieczność odbywania niezrozumiałych rytuałów i nieczułość (lub nieuwagę) dorosłych.
W komiksie dorośli często pokazywani są jako osoby niesympatyczne, a najwięcej dostaje się matce Marzi. Nie mają podejścia do dzieci, lekceważą je, nie potrafią bądź nie chcą wytłumaczyć wielu spraw, tworzą bariery, przez co ich świat staje się jeszcze bardziej niezrozumiały i nieprzyjemny. W każdym razie na pewno bardziej zasługują na określenie ich mianem "matołów" niż bohaterka, bo takie traktowanie dzieci jest niewybaczalne. Z drugiej strony Marzi w swoim świecie, postrzeganym z perspektywy dziecka, doświadcza wielu banalnych, a czasami mniej banalnych przeżyć i sytuacji, w trakcie których często widać, że obserwuje, myśli i wyciąga wnioski. Po swojemu, według własnych infantylnych priorytetów, do czego ma absolutne prawo. Dużo w tym albumie kadrów, na których Marzi jest uśmiechnięta, zaciekawiona, radosna... Bywa też, że użala się nad sobą... Ja nie wyczuwam tutaj żadnej fałszywej nuty, nie przyszło mi też do głowy zastanawiać się, jaki jest iloraz inteligencji Marzi.
Może to nawet nie jest problem bohaterki, ale autorki, która próbuje zamienić swoje życie w ciąg malowniczych slajdów z egzotycznego kraju, w którym najbardziej malownicze są religijność (dla niej samej niezrozumiała) i bieda (przez nią samą nie odczuwana). Tak bardzo się o to stara, że ciągle pomniejsza swoją bohaterkę i nie pozwala jej dorosnąc.
Nie zgadzam się. "Ciąg malowniczych slajdów" – owszem, ale nie "z egzotycznego kraju", tylko z krainy dzieciństwa. Ramy tego świata określają opowieść i samą bohaterkę. Malownicze jest dzieciństwo, a nie religijność czy bieda.
Dziewczynka na początku komiksu chodzi do przedszkola, a w jego trzech czwartych idzie do pierwszej komunii, ale po drodze ani razu nie zdarzyło jej się pójść do szkoły.
Autorka nie układa swoich wspomnień chronologicznie. W drugim tomie jest rozdział, który rozgrywa się w szkole.
W komiksie widać, że autorka wybiera zdarzenia ważne (historyczne), ale pokazuje je oczami małego matoła.
W jednym z wywiadów Marzena Sowa powiedziała, że duże oczy miały symbolizować ciekawość świata. A więc już z założenia bohaterka obserwuje, często się dziwi i pewnych rzeczy nie rozumie (bo jest dzieckiem, nie matołem). Wyraz oczu to odzwierciedla. Śmiem też twierdzić, że momentami Sylvain Savoia próbuje nawiązać do humorystycznej tradycji komiksu frankofońskiego i po prostu stara się, aby taki, a nie inny wyraz oczu wywoływał efekt komiczny.
Jak napisałem, oczekiwałem po tym komiksie czegoś, co choć odrobinę przypomina "Persepolis"
Nie czytałem jeszcze Persepolis (teraz po wydaniu drugiej części mam zamiar szybko to nadrobić), ale – wybacz – nie traktuję poważnie zarzutu, który opiera się na tym, że oczekujesz, aby jakiś komiks przypominał inny komiks.
Widać, że strasznie Cię zezłościł ten album, bo odpowiadając Raf Fariszcie wyraźnie Cię ponosi:
Wśród zabaw ośmioletniej dziewczynki jest próba utopienia niemowlęcia w wannie.
Ktoś, kto nie czytał "Marzi", mógłby pomyśleć, ze to prawda. A przecież zabawa polegała na tym, że bohaterka jako "papież" chciała "ochrzcić" tamto dziecko. Oczywiście skutki mogły być opłakane, ale, bardzo proszę, nie mieszajmy ich z intencjami.