Przeczytałem recenzję i jest dla mnie jasne, że rozczarowanie wątkiem miłosnym całkowicie zaważyło na Twojej ocenie. Chociaż w recenzji jesteś bardziej powściągliwy niż na forum, bo piszesz:
O ile motyw Szalonego Kapelusznika jest świetnie rozpisanym scenariuszem, tak wątek nowej miłości Bruce’a Wayne’a jest sztampowy i przewidywalny do bólu pod względem zakończenia.
No OK, od pewnego momentu można się domyślić, jak to się skończy, ale co z tego? Tak naprawdę otrzymujemy rasowy melodramat, naznaczony fatalizmem, umiejętnie wkomponowany w rozprawę z Kapelusznikiem, który zresztą też ma pompowaną krew przez złamane serce.
Do tego podobała Ci się historia z "Annuala" (i słusznie), więc skąd ta ochota zrównania "Szalonego" z ziemią na naszym forumowym poletku?