Kolejny, szósty już tom magazynu - podobnie jak poprzedni - zawiera premierę nowej serii i kontynuację już rozpoczętych. Jest to też moim zdaniem jeden z najlepszych dotąd numerów Fantasy Komiksu. Ale po kolei.
Pierwszym komiksem w niniejszym tomie jest
Sloka - seria, którą niezdrowo jarałem się podczas opisywania poprzedniego FK. Komiks snuję historię dwóch żołnierzy rozbijających się na dziewiczym, niezbadanym terenie (skąd my to znamy...?), gdzie na pewien czas stają się częścią przyjaźnie nastawionej tubylczej społeczności. Sielanka nie trwa jednak długo - wojna dościga naszych bohaterów, co powoduje śmierć jednego z nich. Ten drugi - młodzieniec imieniem Sloka - staje się ważnym pionkiem w toczącym się konflikcie, bowiem podczas próby ujęcia dał pokaz niesamowitych, nadnaturalnych umiejętności, które są rezultatem rytuału, jakiemu został poddany przez wyspiarzy.
Sloka jest chyba najbardziej dynamicznym komiksem zaprezentowanym nam na łamach magazynu. Akcja pędzi jak szalona, momenty przestoju zostały zredukowane do absolutnego minimum. Co prawda cierpią na tym portrety psychologiczne postaci, ale powiedzmy sobie szczerze - nie o to w tym komiksie chodzi. Można mieć wszakże zastrzeżenia do autora scenariusz, który upchnął do pierwszego tomu zbyt wielu bohaterów, przez co możemy mieć trudności w identyfikacji "Who i who?", ufam jednak, że w kolejnych częściach zostanie to zbilansowane.
O szatę graficzną komiksu zadbał znany nam z serii "Ythaq" Adrien Folch. Rysownik wywiązał się ze swojego zadania wręcz znakomicie, jego ilustracje tchną witalnością i dynamizmem. Duża w tym zasługa kolorysty, który wlał w rysunki dużo życia. Biorąc to wszystko do kupy wychodzi, że Sloka niespodziewanie stał się czarnym koniem magazynu. Z niecierpliwością będę oczekiwał kolejnej części tej historii.
Barbok i Blondella, czyli jak nie robić stripów. Nie wiem kogo śmieszy bezrozumna i mało finezyjna przemoc. Mnie nie, dlatego na jakość prezentowanych stripów spuszczę zasłonę milczenia (choć jest jakby lepiej, niż w poprzednim numerze).
Drugim daniem zaserwowanym nam w ramach tego numeru jest dobrze już nam znana
Legenda. Epicka historia cudem ocalałego dziedzica tronu wyraźnie zbliża się do końca. Widać to w zacieśniających się wątkach, które nieuchronnie wiodą czytelników do finału. Swolfs odwalił kawał naprawdę dobrej roboty, wlewając w ograny do granic możliwości schemat nowe soki, dzięki czemu Legendę czyta się z naprawdę dużym zainteresowaniem. Oczywiście wciąż jest to do bólu sztampowa historia o Zaginionym Księciu i Złym Uzurpatorze (c), jednak nie boli aż tak bardzo i może się spodobać nawet starym wyjadaczom. Kreska Swolfsa przydaje komiksowi charakterystycznego klimatu i nie można jej nic zarzucić. Jeśli komuś spodobały się poprzednie części Legendy, sięgając to tą, będzie jak najbardziej usatysfakcjonowany.
Gobliny, kolejna stripowa seria, jak zwykle trzymają równy, stosunkowo wysoki poziom. Wprawdzie żarty prezentowane na jej łamach są raczej do uśmiechu, niż do śmiechu, to jednak w porównaniu z Blondellą czy Heroic Pizza wypadają nad wyraz udanie.
Deser stanowi kolejna część
Lasów Opalu i tu, z bólem przyznaję, jest już słabiej. Po niemrawym starcie serii było coraz lepiej i liczyłem na utrzymanie się tej tendencji, niestety ten tom wypada bardzo blado, zwłaszcza na tle pozostałych prezentowanych w tym numerze komiksów. Z punktu widzenia fabuły, ten tom mógłby się nie ukazać - historia nie posuwa się ani cal do przodu. Główny bohater po raz kolejny zostaje ciężko zraniony, a jego towarzysze usilnie próbują znaleźć sposób, by przywrócić go do formy. Znowu. Komiks jest wtórny względem samego siebie i nie ratuje go nawet ładna szata graficzna czy kilka gorętszych scenek. Oby następny numer podratował nieco tę serię, bo po zakończeniu publikacji "Samuraja" to właśnie ona pretenduje do miana najgorszego komiksu prezentowanego w ramach FK.
Heroic Pizza nie pokazuje nam niczego wybijającego się ponad poziom tej stripowej serii. O ile sama koncepcja jest rozwojowa i daje szerokie pole do popisu, o tyle autorzy nie potrafią wykorzystać tej szansy, prezentując nam jakieś kuriozalne pseudoanegdoty.
Jak wspomniałem na wstępie - szósty tom Fantasy Komiksu jest dla mnie jednym z najlepszych dotąd. Wprowadzenie nowej serii okazało się strzałem w dziesiątkę, a pozostałe komiksy trzymają poziom, do którego zdążyły nas już przyzwyczaić.