Mam oryginalne Extremis w twardych okładkach i na razie mogę porównać tylko stronę graficzną. Co mnie zaskoczyła to odwrotna kolejność stron- wszystkie lewe w oryginale stały się prawymi w polskim wydaniu. Na szczęście Granov nie przepada za rozmaszystymi kadrami i nie jest to bolesne, ale widać w paru miejscach błędy w kompozycji wynikające z tego przesunięcia. Edycja dodatkowych napisów i narracji- w większości poszopowano porządnie kadry, po czym zostały walnięte zupełnie nieczytelne teksty. Ok, w jednym przypadku krój pisma został zmieniony na czytelniejszy i stał się czytelniejszy po dodaniu dodatkowych prostokątnych dymków (patrz: informacje z datami, w oryginale były jako tekst bezpośrednio na kadrze i zupełnie nieczytelnym krojem). Poza tym jednak- zarówno teksty wygłaszane przez Iron Mana stylizowanym krojem (paskudny i nieczytelny) czy informacje z systemu zbroi wyglądają kiepsko, zwłaszcza w porównaniu z oryginałem.
Dodatki w porównaniu z oryginałem są smutne po prostu- kolekcja zbroi i dwa wywiady kontra kolekcja dziesięciu okładek (które nie są przerywnikami rozdziałów, czyli wersje alternatywne lub wcześniejsze/ późniejsze zeszyty) na pełnej stronie, szkice Granova, projekty zbroi, cały jeden rozdział w formie skryptu ze wstępnymi layoutami stron i komentarzem. I- dzięki ci edytorze za to- kolejność czytania poszczególnych części o Iron Manie.
Na plus wydania Hachette zaliczam ciut cięższy papier, chociaż bardziej szorstki w dotyku i zdecydowanie lepsze kolory- jaśniejsze i bardziej kontrastowy druk. Sporo jasnych odcieni po prostu ginie w angielskiej wersji.
Co do przecinków i drobnych błędów- osoba odpowiedzialna za typografię ma dosyć niepolsko brzmiące nazwisko. Jestem ciekawa jej (jego?) znajomości języka i czy ma to korelację z niewyłapywaniem przecinków i ortów przy wklejaniu tekstu w dymkach. Nie chcę też bronić tłumacza, ale często jest tak z tłumaczeniem komiksów, że polskie tłumaczenie jest dużo dłuższe niż oryginalny tekst i trzeba kombinować, żeby je fizycznie zmieścić w dymku. Mam również podejrzenia, że licencja nie pozwala za bardzo na ingerencję w kształt dymków (jak mnie pamięć nie myli, to onegdaj któreś wydawnictwo wspominało, że nie mogą zmieniać dymków i teł, do których zaliczały się też koszmarne onomatopeje). I to nie przeszkadza w tłumaczeniu książki, natomiast w komiksie może być sporym ograniczeniem.
W sumie nie wczytywałam się jeszcze w tekst, ale jedno mnie drażni niesamowicie- po naszemu jest "cha cha cha" a nie "ha ha ha". Nie chciało się edytować?
A co do tłumaczeń i ich dokładności- jak to mówią, są jak kobiety- piękne nie muszą być wierne, a wierne nie muszą być piękne