Mutanci o charakterze kukieł w marnym teatrze?
Wrogowie wymyśleni jak w podrzędnym komiksie?
naiwnosć scenariusza po prostu mnie poraziła.
Nie lubię jak ktoś w ten sposób narzeka, nie przytaczając konkretnych przykładów. Ciężko wtedy odnieść się do zarzutów. Krakoa faktycznie jest głupia, Nefaria i Ani-Men to łotrzy ze słabych historii z lat 60. i nie powinno się ich odkurzać przy restarcie X-Men. ale Kierrok to już inna para kaloszy. Nie wiem czy zauważyłeś, ale jest on metaforą żalu po utracie bliskiej osoby. W innej części internetu ładnie ktoś to opisał:
Roughness and goofy bits of the script aside, this issue is a pretty brilliant way of tackling superhero mourning. I mean, look at the story: grief is a giant monster in your backyard that only stops when you deal with the source? Not terribly subtle, no, but a lot more interesting than everyone standing around crying in full costume.
A Sentinele i Juggernaut to już pierwsza liga wrogów X-Men więc ich nie można się przyczepić.
a jestem dopiero w połowie. Ja wiem run C ma kupę lat,
Skoro doczytałeś dopiero do połowy i nie podobała ci się fabuła to narzekaj przede wszystkim na Lena Weina i Billa Mantlo, bo to oni ukuli historie z pierwszych czterech zeszytów, a Claremont jedynie wymyślał dialogi do gotowych ilustracji X-Men #94-96. Dopiero od #97 zaczyna się 100% Claremont (i fabuła, i dialogi). Oczywiście wtedy był jeszcze początkującym, 25-letnim scenarzystą więc jego wypociny są jeszcze trochę kulawe, ale z każdym kolejnym zeszytem szybko się rozkręcał.
ale jeśli w drugiej 60 będzie więcej takich perełek to ja WKKM odpuszczam bez żadnego pożałowania.
Mogę tylko powiedzieć, że w ocenie "Drugiej Genezy" jesteś w mniejszości w stosunku do ogółu fandomu. Fakt, ten tom ma swoje wady, ale pomimo tego większość fanów X-Men bardzo ceni tę historię i poleca ten album jako start przygody z mutantami.
zachodzę w głowę czy w 65 tomie, gdzie również mają być mutanci nie poczuję deja vu. Komiks już zamówiłem, więc wyboru nie mam - pozostaje tylko czekanie.
"Zmierzch" jest z 1969 roku czyli z okresu o 6-7 lat wcześniejszego.
W latach 60. większość historii z X-Men była słaba jak Batman z Adamem Westem, albo Star Wars The Holiday Special. Ciency łotrzy, nudne historie, mocno przeciętne rysunki. I wtedy do Marvela przyszedł Neal Adams, rysownik o niezwykle ekstrawaganckim stylu, którym daleko wyprzedzał swoją epokę. Chciał rysować najmniej popularny komiks Marvela, bo wiedział, że wtedy będzie miał wolną rękę i będzie mógł naprawdę odlecieć.
Stan Lee powiedział mu, ze najslabiej sprzedaje się X-Men i kasują serię za dwa zeszyty. I w ten sposób publikowany wówczas storyarc mniej więcej w połowie, ni z tego, ni z owego, z marnej kaszany tworzonej przez Arnolda Drake'a , Dona Hecka i Wernera Rotha przeobraził się w perełkę, tworzoną przez Roya Thomasa i Neala Adamsa. Zeszyty ilustrowane przez Adamsa pokazały prawdziwy potencjał serii i były główną inspiracją twórców odpowiedzialnych za restart X-Men, kilka lat później.
Tak się składa, że ta przemiana nastąpi dokładnie w połowie WKKM #65 więc sami się przekonacie jak kał zamieniono w złoto.
Przykłady graficzne (ilość według liczby zeszytów, które rysowali w tym tomie poszczególni ilustratorzy):Jim Steranko:
raz,
dwaBarry Windsor-Smith (jego pierwszy komiks w życiu):
razDon Heck z Wernerem Rothem:
raz,
dwa,
trzyNeal Adams:
raz,
dwa,
trzy,
czteryCiąg dalszy "Twilight of the Mutants" będzie w tomie "In the Shadow of Sauron" i to już będzie prawie w 100% dzieło Adamsa.
A skoro już mowa o tym artyscie to mam nadzieję, że dożyję jak ktoś w końcu wyda w Polsce w całości jego Batmana i Green Lantern/Green Arrow (takie same starocie jak "Zmierzch mutantów"):