Ale to przecież nie o to chodzi, by Peterowi "stawiać laurki". W tomie "Ostatnie życzenie" pomysły - jak to pomysły - były punktem wyjścia. Chodzi o to, jak zostały zrealizowane. A zrealizowane zostały "na odwal", byle nimi zaszokować (coś jak w zmieniającym status quo Avengers "Upadku Avengers" tylko gorzej, bo okraszone irytującymi elementami, które wymieniłem poprzednio).
Z tego, że ten tom jest wstępem zdaję sobie sprawę. Waham się też, czy na pewno nie kupić właściwego początku "Superiora", by ze względu na szczególny sentyment nie dać mu jeszcze jednej szansy (zwłaszcza, że seria "Superior" przyjmowana bywa zasadniczo pozytywniej od wcześniejszego runu Slotta).
Niemniej po tym co przeczytałem mam poważne wątpliwości, czy warto męczyć się z tym komiksem, łykać tę dezynwolturę autora i żenować kolejnymi rozwiązaniami.
To co stało się (umiarkowanym) przebojem wśród podstarzałych amerykańskich nastolatków, nie musi być dla mnie jadalne.