Powrócę jeszcze do tego wątku ^^
Antari, zdecydowałem się pójść zaproponowanym przez Ciebie rozwiązaniem, ale z racji ilosci wydawanych pozycji zaczałem rozwazac wariant ekonomiczny i stad moje pytanie: co stracę, odpuszczajac TRO?
Przepraszam, że się wtrynię niepytany i to czytając jedynie run Hickmana w wydaniu Egmontu. Szanuję zresztą opinię Antariego i jego poradę, a także rozumiem kwestię ograniczeń finansowych.
ALE
Jaki sens jest z czytania książki (choćby najpospolitszego czytadła), w której czyta się tylko kilka pierwszych i kilka ostatnich stron? Wiadomo, że są one kluczowe, ale żeby cały środek sprowadzać tylko do "wypełniacza", który wystarczy przewertować w streszczeniu?
Przecież istnieje tylko kilka wzorów fabuł, które zawiązują się i kończą mniej więcej tak samo. Jeśli w czytaniu cokolwiek się liczy, to to jak zostało coś poprowadzone, czy wprowadzono ciekawe warianty, liczne (i jakie odnogi). Przeczytanie samego początku i samego końca zawsze chyba będzie przynosiło rozczarowanie. Nie po to się wszak goni króliczka, by go złapać, ale by gonić go.
W przeciwnym przypadku ma to cechy kompulsywnego "zaliczania" - i może faktycznie szkoda na to kasy i czasu?... Albo wariant 8azylozofii, że lepszy jakiś fragment (w kolekcji), niż żaden fragment.
Oczywiście kluczowe jest pytanie, czy run Hickmana jest wart śledzenia - i czy faktycznie w całości.
Bo jeśli przynosi rozczarowanie, to może lepiej go po prostu porzucić?
Z perspektywy najnowszych tomów zgadzam się oczywiście z Antarim, że pierwszy tom "New Avengers" jest rewelacyjną ekspozycją - i trudno się trochę dziwić, że w tak obszernej historii nie udało się utrzymać tego poziomu. Zwłaszcza, że zabrakło talentu Eptinga, by to zilustrować. Bo osobiście uważam, że najnowszy, 4 tom "New Avengers" nie ustępuje tomowi 1 pod względem ciężaru gatunkowego i realnego postawienia Iluminatów przed skrajnym doświadczeniem moralnym i egzystencjalnym. Tylko jest to o wiele gorzej narysowane i wmontowane w dłuższy ciąg fabularny.
Osobiście uważam też "nieskończoność" za bardzo przyzwoity event (przynajmniej na tle większości tego rodzaju historii z ostatnich lat). Świetnie czyta się te różne plany przeplatane w trzech głównych historiach. I praktycznie nic mnie nie obchodzi, czy coś z tego wyniknie dla "Secret Wars". Jeśli tak - to byłaby tylko taka posypka na ciastku - miła ale nie będąca sednem ciastka.
Z perspektywy gorzej odbieram za to tomy "Avengers" sprzed "Nieskończoności". Takie luźne epizody, mało zabawne, mało emocjonujące, nastawione na wielość postaci (choć przecież historia wprowadzająca postacie z Newuniversal ma swój urok i tajemnicę).
Reasumując ja bym raczej poradził, że jeśli w pewnym momencie odczuwasz przesyt (lub niedosyt), to warto raczej porzucić tę lekturę, a nie robić sobie taką - siłą rzeczy - ułomną elipsę na parę stron pod przednią okładką i parę stron przed tylną...