Najnowszy 6 tom "Avengers" - "Wiecznych Avengers", czytało mi się dużo lepiej niż historię poprzednią ("Dostosuj się lub zgiń", która była mocno przeciętna i już prawie jej nie pamiętam). Może to zresztą zasługa Leinila Yu, którego bardzo lubię (tu trochę zbyt rozmydlony kolorami i tłami komputerowymi - ale jednak).
Wątek inkursji skręcił w dość nieoczekiwaną ścieżkę, gdzie zasiane zostały pewne ziarenka niepewności co do istoty tego zjawiska. Bardzo jestem ciekaw, czy faktycznie z wprowadzonych tu wątków coś wyniknie, czy ścieżka ta okaże się jednak ślepą uliczką...
Na minus muszę przyznać, że irytuje mnie już Rogers w wydaniu Hickmana, który jest nie tyle Kapitanem Ameryką, co "Kapralem Ameryką" - bucowatym i nerwowym, krytykanckim choć bez konstruktywnych pomysłów, niezdolnym do dyskusji, za to chętnym do rozbijania cudzych nosów... Oczywiście wszystkie jego zachowania da się tam jakoś wytłumaczyć, ale brak mi jednak bardziej wnikliwego spojrzenia na tę postać, jakie zaproponował np. Bru, czy choćby Englehart.
Ogólnie jednak tom zdecydowanie na plus. Za jego sprawą skłonny jestem zgodzić się z Antarim, że seria "Avengers" z czasem zyskuje.