Tak się śmiesznie złożyło że równolegle do ostatniego tomu wkkm czytam Miracleman-a i przy okazji zwróciłem uwagę na dość nieszczęsną genezę Kapitana Marvela.
Może kogoś zainteresuje.
Otóż był sobie Kapitan Marvel, który nic nie miał wspólnego z firmą na wielkie M, a publikowany był przez firmę Fawcett Comics. Tak się nieszczęśliwie złożyło że komiks ten sprzedawał się lepiej niż Superman, w związku z czym DC bardzo się zesłościło. Komiks co nieco przypominał Shazama (zamiana w superbohatera na tajemne słowo), wytoczono sprawę firmie Fawcett, i zwyciężyły oczywiście wielkie pieniądze. Zakazano wydawania Kapitana Marvela.
W ten sposób narodził się Marvelman i tak by było, gdyby po przywróceniu serii do życia z Moorem na pokładzie, na nazwę bohatera nie pogniewał się Marvel właśnie. Pech, ale jeszcze raz, co może zrobić małe wydawnictwo przeciwko gigantowi, Marvelman zmienił się w Miracleman-a. I nim pozostał, teraz i tak jest w łapach wielkiego M.
Natomiast po zakazaniu publikacji oryginalnego Kapitana, na nazwę rzuciło się kilka wydawnictw i powstał między innymi android Kapitan Marvel, który mógł się rozmontowywać podczas walki (lol), no i oczywiście wersja Marvela: Mar-Vell i jego znana również obecnie żeńska wersja.
I tyle, jestem na początku wkkm 77, nie jest źle, choć przy Miraclemanie wygląda blado.
edt. A sam Shazam, też nosił imię Kapitan Marvel, co oczywiście też było kwestią procesu, tym razem między Marvelem a DC