Pytam Was przeto, co z najbliższych, potwierdzonych WKKMów warto, a co niekoniecznie.
Po "Zmierzchu mutantów" "X-men" Neila Adamsa to dla mnie "musiszmieć". Z zapowiedzianych wezmę też "Surfera" jako fan tej postaci oraz rysunków Buscemy. Ale podejrzewam, że nie wszystkim to podejdzie. Też postanowiłem sobie większą selektywność. Po 70 tomie zrezygnowałem z prenumeraty, ale odpuściłem bodaj tylko 4 albo 5 tomów. Teraz mam zamiar więcej, co pewnie skończy się na wykoszeniu wszystkich nowych eventów...
A ja w ramach nadrabiania zaległości sięgnąłem po wydane w ramach WKKM tomy Fantastic Four. I teraz moment spowiedzi: zawsze uważałem pierwszą rodzinę Marvela za nudną, nieciekawą i trochę przypałową.
(...)
A jakie są Wasze opinie na ten temat?
Cóż, ja ich nigdy jakoś nie odrzucałem z założenia, ale przez długi czas nie miałem styczności ze szczególnie ciekawymi historiami z ich udziałem.
Bodaj o każdym z tomów FF w WKKM, które już przeczytałem się wypowiadałem. Tutaj więc tylko krótko:
"Nadejście Galactusa" - to obok "Zmierzchu mutantów" oraz 2 t. "Fury'ego" zdecydowanie najlepszy wg mnie tom WKKM spośród klasyków z lat 60. A może w ogóle najlepszy z klasyków?
"Doomsday" już nie tak dobry (mniej interesujące zagrożenia, nieciekawie kontynuowany wątek Inhumans), ale ogólnie trzyma poziom.
"Niepojęte" i "Uzasadniona interwencja" też zostawiają pozytywne wrażenie i świetnie, że tak znaczący fragment runu Waida zmieścił się w Kolekcji. Rysunki Wieringo faktycznie dyskusyjne. Niby pasowały, a jednak mi uwierały. Zwłaszcza nie pasowała mi Sue rysowana jak kreskówkowa wersja ratowniczki ze "Słonecznego patrolu"... Mam wrażenie, że Waid pisał ją jednak bardziej dojrzale i (za przeproszeniem) wolałbym widzieć ją jako tzw. MILF. Ale to już tylko takie moje fetysze.
"1602" - nie przypominałem sobie w ramach WKKM, więc za dawno czytałem, by się wypowiadać.
Dodam jeszcze, że Reed wypadł rewelacyjnie pod piórem Hickmana w "New Avengers: Wszystko umiera" - ale to oczywiste (i poza tematem).